Akcja przepychaczka i piękne Trondheim

3 sierpnia 2017

 

Butla pusta. What??? Zastępczy pan od nabijania nie dojechał. Przepraszamy, sorry, sorry. Nawet w Norwegii czasem robią cię w ch…

Nic nie jest w stanie wyprowadzić nas z równowagi. Po czekaniu na kota z gówna, nic, dosłownie nic. W Trondheim jest kolejne miejsce nabijania butli, chill. Korzystamy z dobrodziejstw miasta i jedziemy po zakupy, gotujemy, bierzemy prysznic, aby zaraz zrobić serwis kampera. Najedzeni i umyci podjeżdżamy na serwis, otwieramy spust brudnej wody, a woda kap, kap, kap. Nie leci. Ale jak to, na bank zbiornik jest pełny. Wołamy starych Niemców (przepraszam, że trochę się z nich śmiałam), może oni coś poradzą. Pani no English, ale pan kilka słów yes. Coś gmera przy zaworze, potem czyta instrukcję, znowu gmera, prosi Leszka, żeby otworzył rewizję od środka kampera, aby zrobić ciśnienie. I nic. Zatkało się na dobre. Pan tłumaczy, że jak kiedyś czyścili z żoną fifirling (kurki – jedyne słowo, które Leszek rozumie po niemiecku – ale jaja!) , to też im się zatkało i wtedy musiał długim drutem od dołu przepychać. Bogu dzięki, że tej butli nam nie nabili i dalej jesteśmy w mieście, na dodatek obok sklepu Jula. Alleluja! Jedziemy tam. Nabywamy gumową przepychaczkę i wycior na sprężynie. Nie bawimy się już w konwenanse. Stajemy nad studzienką na parkingu Juli i dawaj: Leszek od dołu kręci wyciorem, ja od góry jadę na przepychaczce. Bulgocze w całym kamperze a z rury chlust do studzienki. Przepchane, koniec akcji. Udajemy, że w ogóle nie stoimy tu, żeby wylać brudną wodę z kampera po przepchaniu, po prostu zaparkowaliśmy na środku pustego parkingu, bo lubimy mieć dużo przestrzeni wokół siebie 🙂

Mimo opóźnienia jesteśmy pozytywnie naładowani. Opuszczamy Kristiansund drogą 70 i jedziemy do Trondheim. Na początku droga wiedzie przez wyspy i mosty. Na wyspie Bergsoya skręcamy w E39 na północ, dojeżdżamy do Kanestraum, gdzie przeprawiamy się promem na drugą stronę fiordu.

Zatrzymujemy się czasem, aby popatrzeć na mosty, pogoda też do tego zachęca. Dziś świeci nam piękne słońce.

 

 

 

Trondheim jest doskonale połączone z resztą kraju. Gonimy sobie 90 km/h, co nie zdarzyło się nam od Bergen ani razu. Droga jest pusta.

Pierwsze kroki w Trondheim kierujemy do punktu nabijania butli. Tym razem sukces, nabijamy na poczekaniu. Koszt 100 PLN. Nie jest źle. Tylko dwa piwa.

Znajdujemy parking w samym centrum i idziemy na spacer po Trondheim. Miasto jest piękne w promieniach popołudniowego słońca. Wibruje kolorami drewnianych domków i kwiatów. Ale największe wrażenie, że chcesz się kłaniać, robi gotycka katedra Nidaros. Trondheim w średniowieczu było długi czas stolicą kraju. Dziś miasto tętni życiem jak na swoje północne położenie. Dzieje się tak za sprawą uniwersytetu, na którym uczą się studenci z całego świata.

Wzniesiona pod koniec XI wieku na cześć króla Olafa II, później świętego, katedra Nidaros jest celem pielgrzymek. Ołtarz stoi podobno w miejscu spoczynku świętego króla.

Akurat odbywa się festiwal Olafa. Kim więc był św. Olaf? Okazuje się, że Norwegia zawdzięcza mu wiele. Poza wprowadzeniem chrześcijaństwa, zniósł niewolnictwo, ograniczył przywileje arystokracji, wprowadził lokalne ustawodawstwo. Można więc powiedzieć, że zbudował w Norwegii podstawy demokracji i równości społecznej. Norwegów natomiast wyposażył w dumę i męstwo: walczył z Duńczykami i Anglikami, podbijał kraje bałtyckie. Zginął w bitwie o koronę norweską z duńskim władcą Kanutem i został uznany męczennikiem.

Na dziedzińcu katedry, z okazji Festiwalu Olafa można pooglądać rekonstrukcje z życia Wikingów, kupić sobie łuk lub napić się piwka po 5 dych za 0,5l. Dziękujemy, popatrzymy 😉

 

 

Idziemy nad rzekę Nidelva, aby przejść mostem Gamle Bybro będącym symbolem Trondheim zaraz po katedrze. Most nazywany też jest Bramą Szczęścia, toteż przekroczenie go staje się wręcz nakazem 😉

 

 

Zaraz za mostem napotykamy rzecz niezwykłą – wyciąg dla rowerów. Ustawiasz rower po prawej stronie wyciągu, na ulicy,  lewą trzymasz na pedale, prawą będziesz się zapierał, naciskasz guzik i z dziurki wyjeżdża schodek, na którym opierasz prawą nogę. Schodek pcha cię z rowerem do góry. Voila! To jest podobno jedyny taki wyciąg na świecie. Czyli ten, kto go skonstruował fortuny nie zrobił 🙂

 

 

Od Stavanger rowerów już nie zdejmujemy. Wiemy, że niewiele byśmy ujechali z naszą kondycją i umiejętnościami. Chociaż tu żałujemy.

 

Wspinamy się na wzgórze, aby dotrzeć do górującego nad miastem fortu Kristiansten.

Po drodze kluczymy wśród kolorowych domów otoczonych kwiatami. Cieszymy oko, wdychamy zapachy.

 

 

Fort pochodzi z XVII. W czasie II wojny fort był świadkiem tragicznych zdarzeń. Tracono tu członków norweskiego ruchu oporu przeciw hitlerowcom. Jest pamiątkowa tablica i wystawa rzeźb nawiązująca do smutnej przeszłości. Ze wzgórza podziwiamy rozległą panoramę miasta. Widać potężny gmach uniwersytetu.

 

 

Wracamy po samochód, bo nie chcemy zostawać na noc w mieście. Kilka kilometrów za miastem znajdujemy miejsce na nocleg. Akcja – przepychanie odbiło się piętnem na naszym zmęczeniu. Tym razem nie przeszkadza nam słońce o 23:00. Idziemy spać.

 

 

Jutro rozpoczynamy Drogę Wybrzeża i niezwykłych rzeźb ukrytych wśród gór.

Stay tuned 😉