Amsterdam – historyczne centrum

Amsterdamska starówka przyprawia o zawrót głowy. Nie ma drugiej takiej. Nie ma i już.

Wszystko za sprawą półkoliście ułożonych kanałów jeden za drugim, zataczających coraz większe kręgi. Wzdłuż kanałów stoją stare kamienice, niektóre imponujące z gigantycznymi oknami obejmującymi dwie kondygnacje budynku. Wszystkie oczywiście na palach. Czasem widać jak się kłaniają i gną, jak im ciężko. Podtrzymują się nawzajem i tak stoją kolejne stulecia. Wszystkie z charakterystycznymi, wymyślnymi czubkami, w których tkwi belka, a na belce hak. Hak służy do wciągania dużych gabarytów na wyższe kondygnacje, bo schody są zbyt wąskie. Tak budowano.

Trzeba spacerować wzdłuż kanałów, napawać się widokiem kamienic i ich odbiciom w wodzie. Gdy jest ładna pogoda po kanałach pływa mnóstwo łódek. Kolejne okręgi połączone są mostkami. Można sobie tak kluczyć z mostku na mostek cały dzień.

 

Targ kwiatowy na barkach Bloemenmarkt

 

 

 

 

Poranek w Red Light District…

 

Co jeszcze trzeba robić na starówce? Trzeba zwracać uwagę na detale budynków.

 

 

Można obejrzeć barkę mieszkalną w środku. Nie jest to konieczne, bo i tak każda jest inaczej urządzona.

 

 

Trzeba obejrzeć XVII-wieczną, mieszczańską kamienicę w środku. Taką możliwość stwarza Museum Van Loon. Nazwa muzeum pochodzi od nazwiska ostatnich właścicieli domu – rodziny Van Loon. Nabyli nieruchomość pod koniec XIX wieku. Historia rodziny jest równie ciekawa jak samego domu..

 

 

 

Warto czasem wejść w bramę, którą się potem ogląda w muzeum (Boijmans Museum Rotterdam), aby zobaczyć jak mogą wyglądać biura.

 

Brama w użytku. Kot namalowany.
Brama w muzeum. Brak kota.
Studio Thonic, proj. MVRDV

Pani na zdjęciu – mamusia Kajak, która czyta.

Co dalej, co dalej.

Trzeba być w Red Light District, żeby zobaczyć Oude Kerk stojący dumnie w wianuszku burdeli.

 

Na lewo kościół, na prawo usługi. Z resztą widać, w którym kierunku patrzy mój mąż…

Tak, to jest pierś. Tak, przed kościołem.

 

W tej samej Red Light District należy zajrzeć do najokropniejszego coffee shopu na mieście, ale podobno pierwszego i kultowego – Buldog. Tylu wieczorów panieńskich i kawalerskich w jednym miejscu nie uświadczysz nigdzie.

 

 

Paradoksalnie tuż obok znajduje się miejsce magiczne i konieczne do odwiedzenia – Our Lord in the Attic – XVII wieczny kościół ukryty w połączonych kamienicach. W XVII wieku w Holandii ustanowiono kalwinizm religią państwową. Oficjalne celebrowanie innych religii było zakazane. Oficjalne… Nieoficjalnie, jeśli nikomu to nie czyniło krzywdy i nie raziło w oczy, można było wyznawać co się chce. Takich ukrytych kościołów katolickich w Amsterdamie było wiele. Ten jest naprawdę wspaniały.

 

 

Red Light District wieczorem kipi tłumem. Warto też spojrzeć na wystawy sklepowe.

 

 

Stąd rzut beretem na gwarny Nieuewe Markt, w dzień można zrobić zakupy na bazarku, wieczorem wypić drinka w jednej z knajpek. Uroczy to plac. Trzeba.

Następnie idziemy do China Town. W zasadzie dwie ulice pełne azjatyckich knajpek i jednej świątyni. 😉

 

 

Należałoby wspomnieć o Placu Dam oraz Damraku. Czyli głównym placu starego miasta i głównej arterii wiodącej doń z Amsterdam Centraal. Nie lubię ich. Damrak jest jazgotliwy, pełno na nim brzydkich atrakcji dla turystów, a na Placu Dam wszystkie budynki są ogromne i brudne. Szkoda, że Pałac Królewski przegrywa konkurencję z Muzeum Figur Woskowych. Przy Dam znajduje się też słynny Hotel Krasnopolsky, gdzie pierwotnie, od 1865 r., pan Krasnopolsky prowadził najlepszą w mieście restaurację. Po dawnych czasach nie znalazłam śladów, jedynie nowoczesny, zwykły hotel-gigant, jakich wiele. Piękne fragmenty trzeba wyławiać z brzydoty.

 

Lobby Hotelu Krasnopolsky

Ale co tam jeden brzydki plac, niech sobie będzie.

Poza tym jest przy nim arcyciekawe Muzeum Amsterdamu. W zasadzie wizytę w mieście należałoby zacząć od niego. Nie jest zbyt duże, więc nie zmęczy. Pięknie pokazuje historię nie tylko miasta, ale i całego kraju, wartości wyznawane przez naród, wiele cennych obrazów i map. Ciekawie wykorzystano infografiki.

 

O depresji …
Tu pokazane na ilu palach stoją budynki oraz rzeczony pal
O małżeństwach homoseksualnych…
Zbiorowy Rembrandt przedstawiający ważnych Amsterdamczyków. A uczyli, że nie pokazuje się palcem…

 

Każdy wpadnie na plac – rzeźbę. Stoją na nim figury z obrazu Rembrandta „Straż nocna”. Faktem jest, że straż na obrazie wcale nie jest nocna tylko dzienna, ale namalowana nocą. Może chłopaki poszli w miasto po pracy i ich noc zastała?

 

 

Pierwowzór znajdziemy w Rijksmuseum na honorowym miejscu. Obraz jest ogromny, gra światłocień, jest na nim ogrom detali i znaczeń. Jednak dla mnie Rembrandt to fantastyczny portrecista, portrecista emocji, kocham go za to!

 

Namalował mnóstwo autoportretów

Musem Boijmans Rotterdam

… że aż ktoś zrobił z tego bekę.

Museum Frans Hals Haarlem

 

Trzeba mieć oczy w koło głowy i zwracać uwagę na piękne budynki.

 

 

oraz patrzeć pod nogi. Przy wielu kamienicach, na chodnikach, widzimy pamiątkowe tabliczki z nazwiskami Żydów, którzy byli z nich wywiezieni w czasie wojny.

 

 

Kto chce zgłębić temat, wybierze się do Domu Anne Frank. Nam zabrakło czasu na to miejsce, ale na pewno będziemy tam następnym razem. Pamiętniki dziewczynki opisującej życie żydowskiej rodziny zamurowanej na czas wojny w jednej z kamienic obiegły świat. Rodzina została wydana i wywieziona tuż przed kapitulacją Niemiec. Straszna historia, jak wiele żydowskich.

Każdy dotrze na koniec pierścieni kanałów do Museumplein czyli skupiska kilku spektakularnych muzeów z Rijksmuseum (Muzeum Narodowym) na czele. Obok niego mamy tu Museum Van Gogha, Stedelijk Museum (Sztuki Współczesnej) oraz niepozorne Moco Museum (Sztuki Nowoczesnej i Street Artu). Minimum jeden dzień potrzeba na samo Rijksmuseum. Pozostałe można obskoczyć w jeden dzień, ale to będzie męczące i tak nie lubimy.

Byłam we wszystkich. W dwóch dwa razy i mogłabym jeszcze. To są spektakularne zbiory sztuki pokazane i opowiedziane ciekawie.

Ale przeżywanie sztuki każdy powinien robić po swojemu. Nie będę się nad tym rozwodzić. Poza tym o sztuce będzie innym razem.

Będąc na Museumplein warto zatrzymać się na odpoczynek na tej kojącej, otwartej przestrzeni, jaka otwiera się po opuszczeniu starówki.

 

To jest zdjęcie Rijksmuseum z jesieni 🙂
Rijksmuseum
Ogrody Rijksmuseum
Rzeźba na fontannie przed Rijksmuseum
Van Gogh Museum
Rodzinka przed Van Gogh Museum
Błonia Museumplein

Stedelijk Museum
Czasem na błoniach odbywa się bazar z rękodziełem oraz jedzeniem na świeżym powietrzu
Holenderskie naleśniki
Taka niespodzianka w Stedelijk

Rzut beretem do ulicy z ekskluzywnymi butikami i kolejnym fantastycznym projektem MVRDV. Elewacja kamienicy, w której mieści się sklep Chanel została wykonana ze szklanych cegieł. Efekt wali po oczach, nie przejdziesz obojętnie.

 

 

Z Museumplain spacerkiem pod Heineken Experience. Budynek dawnego browaru prezentuje się ciekawie. Często stoi przed nim kolejka aby wejść do środka i zgłębić tajemnicę produkcji najokropniejszego piwa na świecie. Co kto lubi…

 

 

Skoro już jesteśmy przy Heinekenie, a zmęczony turysta jest zawsze głodny, idziemy na Albert Cuyp Market na granicy dzielnicy De Pijp. Jest to długa ulica – bazarek z mydłem i powidłem. Można tu kupić wszystko, ale my szukamy food truckow i innych stoisk z ulicznym jedzeniem. Wybór jest spory, koty jednak zawsze wybierają rybę…

 

 

Dygresja.

W Holandii szukam budek z rybą. Zawsze pewne, smaczne i niedrogie uliczne żarcie. Kocham to!

 

Buda z napisem Urker jest podobno najlepsza. Tak twierdzą miejscowi 😉

 

Skoro już jesteśmy przy jedzeniu, to warto wspomnieć o jeszcze jednej super ulicy, na którą często wpadaliśmy, gdy mieszkaliśmy na Zeeburg. Chodzi o Javastraat. Jest to kolorowa ulica, pełna sklepów i knajpek. Kupowałam tam najsmaczniejsze owoce i warzywa i, o dziwo, tańsze niż w supermarkecie.

 

 

Kręcąc się po centrum można znaleźć taką oto kawiarnię, w której przenosisz się do lat 30′. Cafe American, piękna.

 

 

Jadąc metrem warto rozglądać się, bo na stacjach kryją się niespodzianki.

 

Stacja metra Amstel
Stacja metra Weesperplein

Tu kończymy włóczęgę po Amsterdamie. Czas na wypad poza stolicę. Tam też jest ciekawie.