Hercegowina. Rzecznym szlakiem Neretwy i Buny

19 – 20 czerwca 2018

 

Z Dubrownika jedziemy jeszcze 75 km widokową Magistralą. Jest moc w Chorwackim wybrzeżu. Na chwilę, bo zaledwie na 10 km, zostaje ono przerwane przez Bośniacki dostęp do morza w Neum, jedynym wakacyjnym kurorcie tego kraju. Dwa razy pokazujemy dowody, na szczęście obsługa jest szybka, tylko formalność.

Na tym krótkim odcinku stajemy, aby kupić burek w piekarni. Poza piekarnią znajduje się tu skromny sklep spożywczy i sklep z ciuchami z Chin. Architektura rodem z lat 90. Niedługo przekonamy się, że bośniacka prowincja tak właśnie wygląda. W Neum jest duży hotel. W Sarajewie zobaczymy go na zdjęciach reklamujących urlop nad morzem. Ogromne dysproporcje między Chorwacją a Bośnią widać już tu.

Wjeżdżamy znów do Chorwacji. Zaraz za granicą zaczynają się żuławy rzeki Neretwy, głównej rzeki Bośni i Hercegowiny i największej po tej stronie Adriatyku. Delta o powierzchni 120 km2 to unikalny krajobraz, będzie to raj dla miłośników ptaków. Magistrala okrąża żuławy łukiem oddalając się od morza. Na łuku odjeżdżamy w górę rzeki, w kierunku granicy z Bośnią w Metkovicu. Jesteśmy zauroczeni tym, co widzimy. Mijamy liczne kanały i ustawione wzdłuż nich łodzie i domy. Klimat jak na Florida Keys, nie przesadzam.

Szybko dojeżdżamy do granicy. Granica to dużo powiedziane. Znak „zakaz fotografowania” jest większy niż okienko, w którym widzimy głowę pogranicznika. Zakaz fotografowania jest oczywisty. Nikt nie lubi, gdy się z niego śmieją. Granica to rozpadający się kontener, w którym mieszczą się dwie osoby. Wokół błoto, wala się złom. Panowie w wypłowiałych mundurach sprawdzają nam paszporty i znów zaglądają do domu. Na szczęście nie zabawiamy tu długo. Jedziemy dalej. O dziwo droga się polepszyła. Jak się okaże główne drogi Bośni są bardzo dobre. Jednak między głównymi a bocznymi jest przepaść, o czym krowa raczy nam dać znać. Jest bardzo dużo, bezsensownych wydaje się, ograniczeń prędkości. Radzą jednak, aby ich przestrzegać, bo tutejsza policja jest bezwzględna, szczególnie dla turystów…

Droga E73 wije się wzdłuż Neretwy do Jeziora Jablanickiego. Przy nim rozstają się i każda biegnie w swoją stronę, droga na północ, do Sarajewa, rzeka na południowy-wschód, w góry, do swojego źródła.

Dziś nie jedziemy długo, bo o 17:30 gra Polska. O 17:00 wjeżdżamy na kemping Green Park zlokalizowany przy rzece w miejscowości Zitomislici, niedaleko za ładnym, średniowiecznym miasteczkiem Pocitejl z twierdzą na wzgórzu.

Pierwsze nasze pytanie, czy jest telewizor. Oczywiście, a na dodatek już tam czekają wasi rodacy, mówi uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna. Super! Będzie z kim kibicować. Tak poznajemy Przytulskich i ich super-terenówę, którą własnoręcznie przystosowali do swoich potrzeb. Cudowni ludzie, cudowne spotkanie, mecz oczywiście przegrany.

Gdy wracamy wesoło późną nocą do kampera słyszymy dźwięk dzwonków gdzieś przy rzece. Nagle oba nasze koty pędzą przez noc w naszą stronę i drą się na nas jak nie wiem co. No ładnie, już nie tylko Skarpeta daje dyla przez okno, ale również Czarny posmakował życia na gigancie. Skarpeta osiągnął szczyty sztuki uciekania. Udało mu się odsunąć lekko tylko otwarte okienko na górze, w alkowie. Skoczyły sobie oba kotki z 3 metrów. Można? Można.

Nie ma już okna, przez które Skarpeta by nie uciekł.

 

 

 

 

 

 

Green Park to miejsce świetne. Restauracja, którą prowadzą gospodarze serwuje wyborne, proste dania. Jest oczywiście szopska sałatka, czyli pomidory, ogórki, cebula i miękki, słony ser, jest ogromny grill, bałkańska specjalność i są ryby z rzeki z rusztu. Jest cieplutki burek z serem lub mięsem w środku i frytki posypane tym samym serem, co szopska. Jakie to wszystko jest dobre!

Nazajutrz decydujemy się zostać tu do obiadu. Jest piękna, słoneczna pogoda, Pracujemy w cieniu drzew, szemrze rzeka.

Gospodarze i ich pracownicy to przesympatyczna ekipa. Czuć dobrą atmosferę. Takie miejsca trzeba wspierać i trzymać za nie kciuki. Nie jest łatwo w BiH-u prowadzić własny biznes, mimo najniższego na świecie podatku dochodowego CIT, 10%. Pełno naciągaczy i zwykłych złodziei, a popularne niegdyś w Polsce haracze tu mają się świetnie. Poza tym bez łapówy nie podchodź. Na to nałóż napięcia etniczne i religijne, brak jednolitego prawa i finansów i cofanie w rozwoju gotowe. A wiadomo, że bracia Słowianie dzicy są, emocjonalni i porywczy. Zanim pogada, już się cały w środku zagotuje, do bitki rwie.

Warto udać się do BiH, aby przejrzeć się w tym kraju jak lustrze i pomyśleć…

 

Jedziemy spokojnie dalej wzdłuż pięknej Neretwy. Wielkim skarbem, ale i niedolą Bośni są jej rzeki, które transportują ogromną ilość wody, a ich nurt jest bardzo silny. Kraj częściowo kontroluje przepływ wody za pomocą tam i sztucznych jezior, ale i tak powódź to największe zagrożenie tego kraju. W 2014 r. kataklizm pochłonął kilkadziesiąt ofiar i zniechęcił na jakiś czas turystów do odwiedzania BiH-u.

Naszym następnym przystankiem jest pobliski Blagaj, zaledwie 12 km stąd. Jest to urocza wioska przez którą malowniczo przepływa rzeka Buna, będąca dopływem Neretwy. Potężne źródło Buny bije niedaleko Blagaju, u stóp 50 – metrowego klifu. Jest jednym z najsilniejszych źródeł Europy. Miejsce to jest ważne również z innego powodu. Przy źródle znajduje się islamski Klasztor Derwiszów z XVI wieku, zbudowany tu zaraz po przybyciu Turków. Zdobyli oni położony wysoko na klifie Stjepan-grad, siedzibę potężnego księcia Stjepana Vukcić Kosaca. Ruiny zamku widać spod klifu.

Zatrzymujemy się na jednym z kilku kempingów zlokalizowanych wzdłuż rzeki Buny. Ku naszemu zdziwieniu kemping jest prawie pełny. Rejestracje z całej Europy, a gospodarz spodziewa się jeszcze 20 kamperów z Danii, które przybywają tu na zlot. Szybko zrozumiemy skąd taka popularność tego miejsca.

Parkujemy, wypuszczamy koty i idziemy do baru na powitalny poczęstunek, który obiecuje młody, niezwykle energiczny gospodarz. Dostajemy domowe ciastko, talerz owoców i porządną szklanicę domowego wina. Raj?

 

 

Jest tu po prostu cudnie. Relaks na łonie natury, przy rzeczce, miejsca pod drzewami. Knajpa oferuje wyborne jedzenie, duńskie piwo Tuborg, bardzo popularne w BiH, domowe wino i oczywiście rakiję. Nadziewane papryki, danie popularne w Polsce, pałaszuję dwukrotnie. Tajemnica tkwi w papryce. Nadziewają paprykę białą, która ma wyjątkowo smaczny, paprykowy miąższ i skórkę, która całkowicie mięknie w czasie duszenia, nie rozwarstwia się. Mięsny farsz składa się z wołowiny i wieprzowiny, do tego sos ze świeżych pomidorów i chcę dla tego dania zabijać. Pyszna sprawa.

 

 

 

Odławiamy koty za pomocą żarcia, wskakujemy na rowery i jedziemy do źródła Buny i klasztoru. Mijamy po drodze ciche miasteczko Blagaj i … żółwia, który przechodzi sobie dostojnie przez drogę. Gdy schodzimy z rowerów, aby zrobić mu zdjęcie, żółw zaczyna biec. Zapieprza jak mały samochodzik i ucieka w wysoką trawę. No proszę, żółw, a biega. Widzisz, Lesiu, ty też mógłbyś…

 

 

 

Cmentarz muzułmański w Blagaju

 

 

Raiffeisen to najpopularniejszy „zachodni” bank w BiH

 

 

 

 

 

Zieleń jest w Bośni wybujała, soczysta, zdrowa. Wody tu nie brakuje.

 

Brzegi Buny przy źródle i klasztorze obstawione są ogródkami restauracji. Miejsce jest skomercjalizowane, ale nie zniszczone, ma to swój urok. Można też kupić rękodzieło. Nie dam głowy, że to nie jest bośniackie rękodzieło z Chin, ale miło popatrzeć na coś innego niż widzieliśmy dotychczas.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zbiera się na konkretną burzę. Wszyscy pośpiesznie zabezpieczają stoiska, stoły i krzesła. Działają dość szybko, a my na rowerach…

W ostatniej chwili przyjeżdżamy na kemping. Zaczyna już kropić, a po 5 minutach potężna burza przetacza się tuż nad nami. Pioruny i grzmoty występują na przemian praktycznie nieprzerwanie, woda leje się z nieba wiadrami. Siedzimy pod baldachimem restauracji unikając zmoczenia, gdy nagle telewizor rozbłyskuje pod wpływem wyładowania, słychać strzał, bum i widzimy już dymek unoszący się znad niego. Koniec Mundialu, drodzy goście. Telewizor dokonał żywota.

 

Co robić w takiej chwili? Gospodarze wiedzą jak pocieszyć gości. Rakiję podają w szklankach…

 

 

Po burzy wszystko paruje i robi się duszno. Nazajutrz nie jest lepiej, pada i paruje na przemian. To już ostatnie podrygi ciepła. Gdy tylko wyjedziemy z Hercegowiny, skończy się wpływ klimatu śródziemnomorskiego i zacznie kontynentalny. Dalsza podróż po Bośni upłynie nam w kurtkach. Nie będzie nam to przeszkadzać. Odpoczniemy od południowych upałów, przy których nic się nie chce, nawet leżeć.

 

Jutro jedziemy do Mostaru. Ciekawość tego miasta sięga zenitu.

 

K