Bośnia. Góry i Sarajewo czyli kulminacja bośniackości

23 – 24 czerwca 2018

 

Czas doświadczyć przygody! Jedziemy w góry. Coraz bardziej lubimy górskie drogi i coraz mniej krowi silnik i brak napędu 4×4. Coraz częściej dyskutujemy czy następna podróż będzie na motocyklach czy terenówką 😉

A tymczasem z miasta Konjic skręcamy na północ i dalej trzymamy się E73, która zbliża się do Sarajewa. Gdy tylko E73 chce zmienić się w A1, my robimy unik na wschód i dalej jedziemy zwykłą E73 wjeżdżając coraz głębiej w góry. Naszym celem jest Lukomir, najwyżej położona wioska w BiH, na wysokości 1500 m n.p.m. Niby nie tak wysoko, a jednak łatwo nie będzie.

Przewodnik informuje, że droga dojazdowa kończy się Lukomirze. Na zdjęciach widać grupę drewnianych chatynek przyklejonych do niewielkiej doliny. Nawigacja samochodowa wyznacza trasę. Musimy objechać od północy góry Igman i Bjelasnica i dojechać do Lukomiru od wschodu malutką drogą widoczną na mapie dopiero w maksymalnym powiększeniu. Nie wróży to nic dobrego, ale jedziemy.

Z E73 zjeżdżamy na górską serpentynę R442a w wiosce Hadzici. Jest tu już całkiem pięknie. Istniejącą infrastrukturę okolice Bielasnicy i Igmana zawdzięczają zimowej olimpiadzie w Sarajewie w 1984 r.

Mijamy dawny ośrodek i wioskę olimpijską, które mają się całkiem nieźle i są wykorzystywane. Właśnie trwają zawody rowerowe. Wszędzie widoczne jest logo RedBull.  Gdy pojedziemy dalej w góry, będziemy przecinać trasę zawodów.

 

 

 

Za ośrodkiem natychmiast zmienia się postać rzeczy. Droga radykalnie się pogarsza. Najpierw jedziemy po braku drogi, bo trwa remont i zwinięto nawierzchnię, ale gdy remont się skończy zaczynają się dziury. Wciąż jednak jest to asfalt, dlatego twardo jedziemy dalej. Droga ta nie ma już numeru, a nazwy miejscowości widoczne na mapie to tak naprawdę skupiska kilku domów. Pięknie jest!

Jedzie się bardzo powoli, na dwójce, droga pozwala tylko na tyle. Można za to zatrzymać się w dowolnym miejscu i napawać się ciszą i pięknymi pejzażami. Ruchu nie ma. W oddali dzwonią dzwonki na szyjach owiec.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W końcu droga pokonuje nas. Jest stromo i wąsko, a to dopiero początek i ciągle nie wjechaliśmy na najcieńszą linię na mapie. Przypuszczamy więc, że ostatni dwudziestokilometrowy odcinek to szuter. Dla naszego pojazdu to zbyt duży wysiłek, po szutrze pod górę nie wjedzie na pewno. Zawracamy na kawałku płaskiego terenu tuż przed osadą Brda. Taka szkoda! Ty cholerna krowo!

Wrócimy tu zwinniejszym pojazdem! Składamy obietnicę Lukomirowi. To już chyba tysięczna obietnica powrotu 😉

Wracamy kawałek po śladach, znów mijamy ośrodek olimpijski, wjeżdżamy z powrotem na drogę z numerem. Uff.

Skręcamy na Sarajewo. Za krótkie pół godziny spomiędzy gór wyłania się pięknie położona w głębokiej dolinie rzeki Miljacka stolica Bośni i Hercegowiny.

 

 

Park4night kieruje nas na wzgórza ponad miastem. Na swoim podwórku gospodarze prowadzący również warsztat samochodowy zrobili malutki parking dla kamperów. Zdjęcie powyżej to właśnie „nasz” widok na Sarajewo.

Niedaleko naszego postoju znajduje się miejsce rozrywki. Na zboczu góry w futurystycznym budynku ciekawie wkomponowanym w ukształtowanie terenu, z ogromnymi panoramicznymi oknami z widokiem na miasto znajduje się restauracja. Bardzo ciekawi tego miejsca idziemy coś zjeść. Restauracja okazuje się samoobsługowym molochem z fast foodem. Ale to nie jest problem. Gdy siadamy przy stoliku uświadamiamy sobie, że wkoło wszyscy palą. Nie da się oddychać, dym drażni śluzówkę. Chcemy czym prędzej zjeść nasze jedzenie i uciekać. Ponieważ obok działa centrum rozrywki z torem saneczkowym i trampolinami, po knajpie biega mnóstwo dzieci oddychających tym powietrzem.

 

 

Zastanawiamy się, jak to możliwe, że kiedyś to tolerowaliśmy?? Dziwi nas przede wszystkim nasza własna reakcja. Tak bardzo nam to przeszkadza.

Wracamy do kampera wietrząc się przy okazji. Gospodarz podwozi nas  do miasta. Aby zjechać ze wzgórza trzeba pokonać istny roller coaster. Krowa miałaby problem…

Jest zimno, do łask powracają ciepłe ubrania. Górskie rześkie powietrze i zimny wiatr troszkę nas jednak wkurzają. Chcemy z powrotem do ciepła, które mamy nadzieję, czeka na nas za górami.

Dlatego rezygnujemy z dłuższego pobytu w Sarajewie. Poświęcamy popołudnie i wieczór na niespieszny spacer, jakieś małe zakupy, obserwację, kilka krótkich rozmów. Jutro ruszamy dalej, byle do lata.

Sarajewo, jak przystało na stolicę państwa, ma wiele do zaoferowania na czele ze swoją pogmatwaną sytuacją w powojennej Bośni i taką samą, wojenną historią.

Wizyta w Sarajewie to nie jest bułka z masłem. Ślady wojny, miejsca pamięci, świadectwa spotykamy na każdym kroku. Do tego obserwowana codzienność mieszkańców nie napawa optymizmem. Taka atmosfera paradoksalnie inspiruje artystów do tworzenia sztuki. Oferta kulturalna Sarajewa jest wyjątkowo ciekawa i obszerna. Gdyby tylko było cieplej chętnie zostalibyśmy na dłużej, aby posmakować trochę bośniackiej dekadencji.

 

 

Wojna domowa, która w Sarajewie przybrała postać potwornej i długotrwałej masakry zmieniła obraz miasta. Aktualnie Sarajewo, czyli oficjalną stolicę Bośni i Hercegowiny, zamieszkują w większości Boszniacy czyli ludność muzułmańska. Serbowie zamieszkują 6 połączonych gmin na wschód od centrum miasta nazywane Wschodnim Sarajewem, które uznają za stolicę Republiki Serbskiej. Oprócz tego w mieście żyją katolicy i Żydzi, dla których Sarajewo jest również ojczyzną. Na starym mieście obok siebie znajdują się meczet, cerkiew, kościół katolicki i synagoga. Czyli przerabiamy historię z Mostaru, z tym że tu islam dominuje.

Sarajewo to na wskroś tureckie klimaty.

Sercem miasta jest plac Bascarsija, na środku którego stoi turecka studnia z XVI wieku, ostatni element dawnego wodociągu. Na stopniach wokół studni toczy się życie młodych. W uliczkach odchodzących od placu na wschód i zachód mieszczą się manufaktury wyrobów z miedzi. Wybór towarów przyprawia o zawrót głowy. Praca trwa na bieżąco. Przy miniaturowych warsztatach pracują mistrzowie. Nad uliczkami unosi się stukot narzędzi i dym z palenisk. Bo obok sklepików wyrastają knajpki, a każda wyposażona jest w grill, nieodłączny element bośniackiej kuchni.  Zaopatrujemy się w tygielki do kawy po turecku oraz specjalną mieszankę kawy z sarajewskiej palarni. Dziś żałujemy, że nie przywieźliśmy jej więcej, bo smakowała i pachniała wyjątkowo dobrze.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Knajpiane życie to styl Sarajewa. Jednak i tu widać podziały. Obserwujemy, że są knajpy wypełnione mężczyznami, którzy debatują przy fajce wodnej, są knajpy ulubione przez kobiety (głównie w chustach) i są knajpy ogólne, w których siedzą ludzie obojga płci wyglądający jak my.

Na szczęście turysta może włazić wszędzie i wszędzie jest mile widziany. Raczymy się kawką, chłoniemy atmosferę i jest nam tu naprawdę dobrze.

 

 

Uczymy się rytuału picia kawy po turecku zwanej tu „bosnian coffee”. W zestawie widocznym powyżej jest tygielek wypełniony świeżo zaparzoną kawą, czarka, z której kawę się popija, cukier i słodki żelek podane zawsze osobno i napój składający się z wody, odrobiny soku z cytryny, cukru oraz cynamonu. Idealnie współgra ze smakiem kawy.

Na początek trzeba odczekać kilka minut, aż kawa w naczyniu odpowiednio się zaparzy. Kawy w tygielku nie mieszamy zamaszyście i nigdy nie docieramy łyżeczką do dna. Jedynie delikatnie mieszamy powierzchnię płynu, aby poruszyć osiadłe w piance granulki kawy i zmusić je do opadnięcia na dno. Wówczas wlewamy kawę do czarki. Pani, która nas obsługuje radzi, aby nie słodzić kawy, bo napój podany obok jest wystarczająco słodki. My i tak byśmy nie posłodzili, bo nigdy nie słodzimy. Ale gdybyśmy jednak chcieli posłodzić, to najlepiej wziąć kostkę cukru lub tradycyjny żelek (rachatłukum) i zanurzyć w kawie, aby nasiąknął płynem, zjeść go najpierw, a następnie łyknąć kawę. Wszystko robimy po to, aby cieszyć się naturalnym aromatem i smakiem kawy nietkniętym żadnym dodatkiem. Dla nas to oczywiste. Pani się cieszy, że pijemy kawę bez dodatków. Rozmawia z nami płynnym angielskim, co cieszy nas.

Większość zabytków Sarajewa została odbudowana lub jest w trakcie odbudowy. Pomaga głównie Unia Europejska.

Miasto zostało założone przez Turków w XVI wieku, którzy stworzyli tu centrum Bośni osmańskiej. Pozostawione przez nich budowle to dziś najcenniejsze zabytki miasta: turecka twierdza Bijela tabija, meczety, z których najważniejszy to meczet Gazi Husrev-bega, kamienne mosty na rzece Miljacka oraz rozległe targowisko znajdujące się w środku starego miasta. Oprócz tego w Sarajewie znajduje się XVI-wieczna stara synagoga, będąca dziś bałkańskim centrum kultury i muzeum sefardyjskich Żydów. Katedry katolicka i prawosławna to budynki z XIX wieku. Włócząc się po mieście dostrzegamy dużo ciekawych współczesnych budynków czy nabierających nowego znaczenia budynków z czasów Jugosławii.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Drugim tematem turystycznych szlaków jest bez wątpienia wojna domowa 1992 – 1995, od której będąc tu nie ucieknie się, choćby się chciało.

Zaraz po ogłoszeniu wyników referendum, w którym większość ludności Bośni i Hercegowiny opowiedziała się za odłączeniem od Jugosławii, w górach nad miastem zaczęły się gromadzić wojska Jugosłowiańskiej Armii Ludowej, w skład której wchodzili Serbowie i Czarnogórcy, a potem również większość bośniackich Serbów. Oblężenie Sarajewa trwało dwa lata, pochłonęło kilka tysięcy ofiar, prawie 50 tysięcy zostało rannych.

Ulice i budynki usiane są dziurami i śladami po pociskach, jak słynne sarajewskie róże, 150 miejsc po wybuchach pokrytych żywicą i pomalowanych na kolor czerwony czy Ulica Snajperów, na której zginęło wielu cywilów ostrzeliwanych przez ukrytych w wieżowcach żołnierzy, dziś już wiadomo, że z obu stron konfliktu. Serbowie więzili, torturowali i gwałcili. Największe ludobójstwo miało miejsce w Srebrenicy (masakra w Srebrenicy). Stała wystawa poświęcona temu wydarzeniu mieści się z boku katedry katolickiej. Pod koniec wojny, w lipcu 1995 roku Serbowie zabili w mieście ponad 8 tysięcy muzułmańskich mężczyzn i chłopców. Masakrę uznano za największe ludobójstwo w Europie od czasu II wojny światowej. Dopiero po tym wydarzeniu wojska ONZ zdecydowanie przystąpiły do odpierania serbskich ataków i w konsekwencji doprowadzono do traktatu w Dayton kończącego wojnę i zmuszającego Belgrad do wycofania się z Bośni i uznania odrębności kraju.

Wygląda na to, że Serbowie do tej pory nie mogą Boszniakom wybaczyć, że to oni upomnieli się o Bośnię i Hercegowinę, a Boszniacy Serbom ataków na swoich sąsiadów i posłuszeństwa wobec Belgradu. Gdyby tylko spróbowali się zrozumieć. A na drodze do porozumienia stoi głównie religia…

 

 

Sarajewo żegna nas pięknym wieczorem i zachodem słońca.

 

 

 

 

 

Nazajutrz odjeżdżamy otrzymując wiele wskazówek od naszych gospodarzy. Polecają nam odwiedzić Park Bijambare, gdzie spotkamy gęsty las, krasowe jaskinie i średniowieczny cmentarz.

 

Jedźmy więc tam.

 

c.d.n.

 

K