Oslo – brama do norweskiej baśni

Oslo 21 lipca 2017

Oslo nie jest pięknym miastem na miarę Paryża czy Rzymu, czy nawet Amsterdamu, jego urok trzeba chcieć dostrzec, otworzyć się, zrozumieć. Droga do Oslo wiedzie przez całą Norwegię i Norwegów. Celem nadrzędnym jest komfort życia ludzi rozumiany jako przede wszystkim możliwość obcowania z przyrodą, odosobnienie, łatwość przemieszczania się, dostęp do podstawowej infrastruktury jak sklep czy stacja benzynowa. Ludzie posiadający na wyciągnięcie ręki dziką, czystą przyrodę i najpiękniejsze widoki pod słońcem nie potrzebują spektakularnych miast. Miasto ma zapewnić możliwość załatwienia sprawunków i szybki powrót do domu.

Będąc w Oslo trudno uwierzyć, że skupia ono 1/4 populacji kraju i jest sercem życia gospodarczego, naukowego i kulturalnego kraju oraz głównym węzłem komunikacyjnym. Należy wtedy uświadomić sobie, że Norwegia jest po Islandii najsłabiej zaludnionym państwem Europy (ok. 15 osób na km2). W kraju o podobnej wielkości – Polsce – mieszka SIEDEM razy więcej ludzi.

Należy sobie również uświadomić, że Norwegia zajmuje trzecie miejsce na świecie (po Luksemburgu i Szwajcarii) jeśli chodzi o PKB na mieszkańca. Jest to więc nieprzyzwoicie bogaty kraj, dla Polaków trudny do ogarnięcia (Polska na 57 miejscu). Dlatego nasi rodacy jeżdżą do niego, aby uszczknąć odrobinę z tego bogactwa. Jeżdżą na tyle chętnie, że jesteśmy największą, po Norwegach, grupą etniczną Norwegii 🙂 I faktycznie, polszczyznę słychać było od Oslo po najdalszą północ.

Swoje bogactwo Norwegia zawdzięcza (oprócz mądrości narodu oczywiście) bogactwu złóż surowców mineralnych, głównie ropy naftowej wydobywanej z Morza Północnego oraz przemysłowi związanemu z przetwórstwem tych surowców. Norwegia produkuje najwięcej prądu na mieszkańca na świecie, który pochodzi praktycznie całkowicie z elektrowni wodnych. Tesle i ładowarki do samochodów elektrycznych to codzienny widok. Jadąc przez Norwegię widzimy ogromną ilość wodospadów oraz linii energetycznych ciągnących się przez lasy i góry, a zasięg telefonii komórkowej jest wszędzie, nawet w miejscach, gdzie byliśmy tylko my i renifery.

Wróćmy jednak na start – do Oslo.

To nasza druga wizyta w stolicy Norwegii. Byliśmy tu rok temu w kwietniu. Wtedy było zimniej i puściej. W lipcu centrum Oslo wypełniają turyści. Myślę, że kwietniowej wizycie bliżej do codzienności tego miasta niż lipcowej w szczycie sezonu turystycznego i cieszę się z obu.

Poprzednio byliśmy samolotem i mogliśmy doświadczyć rutyny życia tysięcy Polaków przybywających tu do pracy. Na niewielkim lotnisku Torp powitała nas grupka Polaków oferujących transport busami do centrum Oslo. Cenowo taniej niż pociągiem czy autobusem. Taniej – to będzie najczęściej używane przez nas słowo w Norwegii. Jak zakombinować, żeby było „taniej” 😉

Jest tu boleśnie drogo. Loty po kilkadziesiąt złotych to niezła pułapka dla nieświadomego podróżnika. Chleb za 20 zł, puszka piwa za 35 zł to trudne do zaakceptowania realia. Podróż kamperem wydaje się niezmiernie opłacalną opcją. Nie trzeba stać na kempingach, bo serwisy kampera są na każdym kroku i za darmo, a nocować można wszędzie i to z takimi widokami, że łeb urywa, można załadować bagażnik żarciem i cieszyć się bliskością przyrody przez tysiące  kilometrów. Paliwo jest na szczęście tylko trochę droższe nić wszędzie – w porywach do 7 pln za litr diesla.

Wjazd autem od strony Szwecji jest zapowiedzią norweskich widoków. Granica przebiega bowiem na fiordzie, do Norwegii wjeżdża się przez most z pięknym widokiem na drugi most i fiord.

 

 

Kopenhagę od Oslo dzieli 600 km. Gonimy przez Szwecję bez zatrzymywania, aby spędzić weekend z Maćkiem w Oslo. Droga jest dobra, ruch mały. Jedzie się szybko. Do Oslo docieramy po południu w piątek. Maciek czeka na nas w centrum. Ale, żeby dojechać do niego musimy pokonać sieć krzyżujących się tuneli pod miastem. No i tutaj nasze GPS-y odmawiają posłuszeństwa. Chwilę błądzimy, każda mapa gada co innego. Gubienie się wielkim kamperem nie jest miłe. Znajdujemy się wreszcie i razem jedziemy do naszego domku w Oslo.

I tutaj mamy pierwsze, bezwzględne spotkania z drogami Norwegii. Centrum Oslo jest położone w dole zatoki, przy fiordzie (Oslofjorden), ale osiedla mieszkaniowe są zlokalizowane głównie na zboczach otaczających miasto gór. Droga do domu Zuzy i Daniela wiedzie pod górę i po zakrętasach. Jak się później przekonamy, tak się właśnie jeździ po Norwegii.

Praktycznie wszyscy wjeżdżają do posesji stromymi podjazdami. Nie inaczej jest w naszym przypadku. Wjechać pod dom udaje się już za drugim razem 😉

 

 

No i ten dom! Kochamy Zuzę i Daniela za to, że mogliśmy w nim pomieszkać, poczuć się jak prawdziwi Norwegowie. Drewno, kamień, jasno we wnętrzach to elementy charakterystyczne norweskich domów. Porośnięte trawą dachy niczym domy hobbitów to kolejny, nieodłączny element norweskiego pejzażu.

 

Dom Zuzy i Daniela w Oslo

 

Jeden z wielu domów w okolicy – typowy norweski dom. Elewacja z rudo-brązowych desek i dach hobbita z trawy.

 

Koty natychmiast wyczuły dobre miejsce, praktycznie od razu porozkładały się na drewnianej podłodze, mrużąc oczy z rozkoszy i relaksu.

 

 

Dom to oaza spokoju. Nic nie wskazuje na to, że mieszka tu pięć osób, w tym trójka dzieciaków 🙂 Aktualnie właściciele są na wakacjach, nie udało nam się zgrać w czasie, wielka szkoda.

Pierwszy wieczór to miłe spotkanie z Maćkiem, pogaduchy, jedzonko.

 

 

Przez cały pobyt w tym domu nie mogę powstrzymać się od fotografowania wypoczywających kotów. My też wypoczywamy po trudach życia na kilku metrach kwadratowych 🙂

 

 

Za lub nad domem gospodarzy jest kolejny dom, który stoi już na samym szczycie wzgórza. Rozpościera się z niego piękny widok na fiord i Oslo.

 

 

I w takich oto okolicznościach przyrody spędziliśmy 5 dni w Oslo. Leszek dużo pracował, ja oddawałam się spacerom oraz gotowaniu 🙂

Wycieczki po Oslo w kolejnych częściach.

Do zoba! 🙂