Szlak Wybrzeża dzień 2 – niebieski

5 sierpnia 2017

 

Coraz trudniej się wstaje, bo nie chce się spać wieczorem. Można byłoby w zasadzie nie spać, tylko potem słońce w oczy razi. Dziwne to.

Rano kręcimy się jeszcze po Bronnoysund, aby zobaczyć most i widok z niego w promieniach porannego słońca. Nie żałujemy tego pomysłu.

 

Jedziemy dalej drogą 17. Co chwila stajemy, aby pospacerować i popatrzeć. Letnie światło północy jest niesamowite. Kolory są intensywne, kontury ostre. Szczęście aż kipi z każdego listka. Życie!

Dojeżdżamy do kolejnego promu, znów godzina oczekiwania. Kręcimy się, robimy zdjęcia.

 

 

 

Na promie próbujemy lokalnej potrawy czyli brei z rozgotowanych warzyw z boczkiem i koperkiem. Pewnie w wykonaniu norweskiej babci smakuje zupełnie inaczej. Na promie smakuje wystarczająco na tyle, aby zapełnić puste brzuchy.

 

 

Zaraz po zjeździe z promu znajdujemy drogowskaz na Skulpturlandskap. Parkujemy na parkingu i wchodzimy do lasu jedną z dwóch ścieżek. Długo kluczymy, bo nigdzie nie jest napisane czego mamy się spodziewać. Las się kończy i zaczyna wrzosowisko, a za nim już góry. Hmm. Nic nie znaleźliśmy. Zrezygnowani dajemy za wygraną. Rozglądamy się już tylko gdzie w ogóle jesteśmy i jak tu jest. I dopiero wtedy je widzimy. Białe koło namalowane wysoko na łysej skale pośród wrzosów. Czyli o to chodziło? Żeby połazić, odpuścić i rozejrzeć się wokół? Zobaczyć rośliny, skały, ich strukturę i kolor. Wtedy dopiero zobaczysz coś jeszcze. Sprytnie 🙂

 

 

Przypomina mi to białego konia spod Westbury w hrabstwie Wiltshire w Angli. Tamtego jednak widać z bardzo daleka no i jest wiele starszy od swojej białej siostry, bo został wykonany w XVIII wieku.

 

 

Jedziemy dalej, znów prom i jest naprawdę gorąco, trzeba korzystać i wyprodukować trochę witaminy D.

 

 

Jedziemy wybrzeżem, które jest usiane wyspami tzw. szkierowymi. Ten archipelag jest na liście UNESCO jako „żywy zabytek”. Jedziemy pustą drogą, bardzo rzadko mijamy inne samochody. Faktycznie ta część drogi 17 nie jest bardzo popularna. I to jest ekstra! Doświadczamy jakiegoś totalnego odrealnienia, jakby wszyscy ludzie wymarli i zostaliśmy tylko my w tym raju. Cały dla nas!

Wjechaliśmy na dużą wyspę Alsta. Na niej jest nasz kolejny punkt – Muzeum Pettera Dassa – największego norweskiego poety z XVII w. Ale nie jedziemy tam z miłości do poezji, tylko architektury. Bo budynek Muzeum na tym totalnym norweskim zadupiu, gdzie możesz się dostać tylko promem, zaprojektowało najlepsze norweskie biuro – Snohetta, które znamy już z Oslo i spektakularnego budynku opery.

Oto Petter Dass Museum in the middle of nowhere. Najpierw jest kościół, w którym był pastorem.

 

 

Upał daje się dziś we znaki. Im dalej na północ tym goręcej kurde no. Uciekamy do kampera i włączamy klimatyzację.

Na wyspie znajduje się inna, wielka atrakcja Szlaku Wybrzeża – masyw górski Siedem Sióstr. Z drogi masyw wygląda jak siedem czarnych czubków. Można na nie wejść bez sprzętu do wspinaczki, jednak my nie porywamy się z motyką na słońce. Największym błędem przygotowań do podróży to brak dobrych butów do wędrówki po górach. Mamy takie na proste, leśne szlaki, ale w góry się nie nadają. Przemakają i nie trzymają stopy. Leszek miał dobre, ale… zgubił gdzieś. Pewnie zostały przy wypakowywaniu rzeczy z bagażnika na jakimś kempingu.

 

 

Na samym końcu wyspy, tuż przed mostem odnajdujemy kolejną rzeźbę. To Dom Wiatrów. Bardzo pasuje do Norwegii i tego miejsca. Pi…i jak w Kieleckiem.

 

 

Przejeżdżamy mostem i jedziemy dalej trzymając się cały czas drogi 17. Nie jest to trudne, bo skrzyżowań jest niewiele, a na każdym jest oznaczenie Szlaku Wybrzeża.

Docieramy do kolejnego, ostatniego dziś promu Levang – Nesna. Mijamy porozrzucane chatki rybackie na palach. Są charakterystyczne dla całej Norwegii, a dla drogi 17 w szczególności. W zasadzie niewiele jest większych osad. Głównie mija się te chatki.

 

 

Jedziemy dalej wzdłuż wody, która wżyna się głęboko w ląd, po którym trzeba jechać zakrętasami, aby tę wodę objechać.

Stajemy przy punkcie widokowym jakich wiele w tym kraju. Pogoda jednak sprzyja patrzeniu. Widoki są oszałamiające.

 

 

Zatrzymujemy się na serwis kampera na Hellaga picnic – punkt odpoczynku podróżnych. Architektura najwyższej próby, a to tylko wychodek, schody i stoliki. Kocham Cię Norwegio!

 

 

Robi się późno, ale nie ciemno, ciśniemy więc naprzód.

 

 

Stajemy przy kolejnym punkcie widokowym i idziemy połazić, bo jest gdzie. Decydujemy, że nie chcemy już jechać dalej. Słońce jest coraz niżej nad horyzontem i niedługo zacznie się zachód. Widok nas obezwładnia, chcemy siedzieć, palić sziszę i sączyć drinka gapiąc się przed siebie. Taki mamy plan. Realizujemy go.

 

 

Ten „tuk tuk” to kamper sąsiada. Podróżuje z dużym psem, a teraz czyta gazetę i głośno słucha Vivaldiego, w zasadzie wszyscy słuchamy…

 

 

Rano ciągle siedzimy 😉

 

 

Święta nuda.

Wtem!

 

Nadlatuje wieeeelki orzeł

 

2 myśli na temat “Szlak Wybrzeża dzień 2 – niebieski”

Możliwość komentowania jest wyłączona.