Rias Baixas – relaks nad oceanem

5 – 6 grudnia 2017

 

Szwędanie się po Rias Baixas to czysta przyjemność. Bogactwo zielonego krajobrazu, stare, senne, galisyjskie miasteczka, świeże owoce morza, szum oceanu to najlepsza terapia na zmęczenie życiem.

Z najbrzydszego kempingu świata ruszamy w górę zatoki Vigo. Długo przebijamy się krętymi ulicami przez portowe miasto Vigo. Dostaję tu lekkiego szału, bo dla krowy to trudny teren, a ja nie jestem zawodowym kierowcą furgonetki. Wąskie uliczki to pną się, to opadają, a krowa płacze. Mieliśmy się tu zatrzymać na posiłek w największej knajpie z owocami morza na świecie (tak twierdzi nasz przewodnik). Gwar i ciasnota zmusiły nas jednak do ucieczki. Tuż za miastem cisza. Zieleń, ocean u stóp. Uff.

Zatrzymujemy się w mieście Pontevedra. Jest to przykład typowej, galisyjskiej starówki z małymi placami z kamiennym krzyżem pośrodku. Kiedyś był to jeden z największych portów Hiszpanii, ale rzeka uległa zamuleniu, a wraz z nią port. Miasto jednak nie poddało się. Bardzo przypadło mi do gustu. Idealne na przedpołudniowy spacer w słońcu 🙂

 

 

Wracam do Leszka, gotuję obiad (tak, tak, tak to wygląda) i jedziemy dalej. Docieramy w miejsce niezwykłe. Na końcu świata. W mikroskopijnej osadzie składającej się z kilku domostw para prowadzi kemping. Nazywa się dziwnie Sanxenxo. Bez sanitariatów, ale z prądem i serwisem kampera. Nie to jest jednak istotne, tylko miejsce, w którym znajduje się kemping. Na niewielkim klifie z oceanem u stóp i miękkim piaskiem spędzamy noc kołysani do snu szumem fal. Wystarczy.

Zachód słońca zapamiętamy na długo.

 

 

Miejsce to znajduje się na półwyspie po zachodniej stronie Ria de Pontevedra. Cieszymy się, że odkryliśmy je dla siebie. Może kiedyś tu wrócimy…

O poranku światło się zmienia i magii jest już mniej i wody też, bo jest odpływ.

 

 

My też odpływamy. Powoli żegnamy się z północną Hiszpanią. Jeszcze tylko szybki skok do Baiony poczuć atmosferę ostatniego hiszpańskiego miasta przed Portugalią.

 

 

K