Ubeda – perła renesansu ukryta w drzewach oliwnych

22 stycznia 2018

 

Z Kordoby jedziemy 150 km na wschód. Wjeżdżamy w księżycowe widoki. Wokół nas jak okiem sięgnąć ciągną się łagodnie falujące wzgórza porośnięte milionami drzew oliwnych. Wyglądają jak uczesane. Piękne to i przerażające zarazem. Ziemia zmieniona przez człowieka. Mijamy tłocznie oliwy i gaje, nic więcej. Jesteśmy w prowincji Jean.

 

Przyjechaliśmy tu ze względu na renesans. Wśród tych pustych, rolniczych wzgórz ukrywają się dwie perły architektury: Ubeda i Baeza. Oba miasta wpisano na listę UNESCO. Zawdzięczają to ogromnej ilości renesansowych budowli z XV – XVII wieku. Wybieramy Ubedę, bo jest tam plac dla kamperów z serwisem, a mamy zamiar zostać na noc.

Ubeda położona jest malowniczo na łagodnych wzgórzach. Spacer po mieście dostarcza niezliczonych zachwytów. Przyczyny są trzy. Po pierwsze piękne widoki z wielu balkonów okalających miasteczko, po drugie niezliczona ilość renesansowych budowli, kościołów, pałaców i kamienic, po trzecie lokalna ceramika sięgająca korzeniami czasów arabskich. Chodzę i jest mi dobrze. Nie ma tłumów, panuje nabożny spokój prowincji, turyści chyba omijają to miejsce o tej porze roku. Miejsce jest jak z innej bajki. Renesansowe, eleganckie miasteczko w Andaluzji, która kojarzy się z białymi, prostymi miastami. Kompletna odmiana od tego, co dotychczas widzieliśmy w tej części Hiszpanii.

O wyjątkowości Ubedy i sąsiedniej Baezy zadecydowało kilka czynników. Położone blisko granicy Granady z Kastylią stały się obiektem zainteresowania władców hiszpańskich, jako miasta buforowe po odbiciu ich z rąk arabskich w XIV wieku. Królowie kastylijscy chcąc zapewnić spokój na granicy sprzyjali  osiedlaniu się w regionie przedstawicieli wyższej klasy średniej z terenów Kastylii i Leon. Jako zachęta otrzymywali oni od króla dodatkowe przywileje szlacheckie. Zamożne rodziny konkurowały między sobą na rezydencje. Dzięki temu dziś możemy podziwiać te wyjątkowe cuda architektury.

Region bogacił się dzięki rolnictwu, głównie produkcji oliwy, jak również wyrobom ceramicznym. I tak pozostało do dziś. Ceramika i oliwa z Ubedy uchodzą za najlepsze w Hiszpanii.

Popatrzmy na miasto.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wchodzę do jednego z kościołów – Capilla del Salvador. Powstała w XVI wieku jako prywatna kaplica pogrzebowa książąt de Medinaceli. Co ciekawe, do dziś jest własnością rodziny. Budynek przytłacza wręcz kunsztem wykończenia elewacji i bogato zdobionym złotym wnętrzem. Mieli książęta rozmach.

 

 

 

 

 

 

 

Oglądam piękne przedmioty ceramiczne. Najpopularniejszy wzór to jednobarwne naczynia w kolorze zgniłej zieleni. Bardzo mi się podobają. Szkoda, że są tak delikatne, zabranie ich do kampera i wożenie po całej Europie nie jest dobrym pomysłem.

 

 

 

 

Wracam do kampera. Plac kamperowy zlokalizowany jest na obrzeżach miasta, na terenie przemysłowym. Od rana słyszeliśmy pracę maszyn w fabryce za murem. Niezbyt miłe sąsiedztwo. Wracając późnym popołudniem dochodzi mnie zza ogrodzenia intensywny zapach oliwy. To tłocznia!! Jaka była nasza radość, gdy po drugiej stronie ogrodzenia, od strony głównej ulicy odkryliśmy sklep firmowy.

Udajemy się do niego przed odjazdem. Pan sprzedawca doskonale mówiący po angielsku tłumaczy nam, jak powstają różne rodzaje oliwy dostępne w sklepie. Należy zacząć od tego, że Hiszpanie wszystko smażą na oliwie z oliwek. Oliwa nie pali się bowiem w wysokiej temperaturze w odróżnieniu od olei. Burzy w ten sposób nasze przekonanie, że oliwa nie nadaje się do smażenia, a jedynie do sałatek. Rozbawiło go to bardzo. Następnie wali się kolejne nasze przekonanie, że im oliwa delikatniejsza w smaku tym lepsza. Absolutnie! Im oliwa bardziej gorzka tym zawiera więcej wartości odżywczych, a przede wszystkim więcej smaku i aromatu. Zasada jest prosta: nie należy lać jej zbyt dużo, wtedy gorycz nie będzie odczuwalna, a smak składników i oliwy podkreślony. Najcenniejsza dla Hiszpanów jest oliwa z oliwek z tzw. wczesnych zbiorów. Produkuje się jej mało i próżno jej szukać w supermarketach. Ze względu na wyjątkowe walory smakowe i odżywcze i oczywiście cenę nie używa się jej do smażenia. To marnotrawstwo.  Taką oliwę stawia się na stole do przyprawienia potraw. Oliwa z wczesnych zbiorów jest na specjalne okazje, mówi. Nabywamy podstawową oliwę w dużych 1 litrowych puszkach i tę najlepszą w ciemnej, półlitrowej butelce. Jeśli kiedykolwiek mówiłam, że nie lubię hiszpańskiej oliwy, to wycofuję to. Oliwa hiszpańska dostępna w masowej sprzedaży w Polsce ma się nijak do tej, którą właśnie nabyliśmy. To jest kompletnie inny smak. Jest dokładnie tak samo, jak z winem z Bordeaux. Produkt nabyty na miejscu, bezpośrednio od lokalnego producenta smakuje zupełnie inaczej, niż z masowej produkcji pod supermarkety. Przykrość wielka.

Oliwa z wczesnych zbiorów znika jako pierwsza. Maczamy w niej bułkę i pożeramy jak świnia trufle. Jest wspaniała!

 

A teraz czas na Granadę. Musimy się spieszyć, bo za kilka dni ma przyjść chłodny front z Gór Sierra Nevada i ma być w nocy mroźno. A koty mrozu nie lubią…

 

K