Sycylia. Z Modicy przez Cavagrande do Catanii.

20 – 21 maja 2018

 

Z milusińskiego Punta Secca wracamy lekko w głąb lądu, do Modicy. To kolejne miasto na szlaku późnego baroku. W Modicy staniemy tylko na kilka godzin, jeszcze dziś wrócimy na wybrzeże w okolice ujścia rzeki Cassibile, aby następnie udać się do Catanii.

Celowo miniemy Syrakuzy. Byliśmy już w tym mieście kilka lat temu. Jednak jeśli ktoś nie był, Syrakuzy muszą znaleźć się na liście MUST SEE. Obok Palermo to drugie najpiękniejsze miasto Sycylii posiadające unikalny klimat, kosmiczną wprost historię i wspaniałe zabytki.

Przyjazd do Modicy to jednoczesna rezygnacja z eksplorowania piaszczystych plaż ciągnących się przez całe w zasadzie wschodnie i południowe wybrzeże aż po Syrakuzy. Później o ładny piasek trudno, bo zaczynają się tereny powulkaniczne. To jest odwieczny dylemat kotów: piękne wybrzeże czy piękne góry i miasteczka. Ach te rozterki podróżnika 😉

Spójrzmy na Modicę.

Piękne, barokowe budowle wspinają się na strome zbocza wąskiej doliny, w którą wcisnęło się miasto. Na szczycie majaczy średniowieczny zamek. To wyjątkowo piękny, miejski pejzaż, po którym możesz poznać, że jesteś na Sycylii, nigdzie indziej. Kolor kamienia, barokowe, artystycznie zmurszałe fasady kościołów wśród zniszczonych domów. Niepowtarzalny widok.

Znów dajemy się wciągnąć zakamarkom sycylijskiego miasteczka, pustym uliczkom, schodom, bramom, kwiatom, kawie…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wracamy na wybrzeże. Kolejnym punktem naszej podróży jest Campeggio Sabbiadoro, kemping położony na obrzeżach Rezerwatu Przyrody Cavagrande. Rezerwat to głęboki kanion wyżłobiony przez krętą rzekę Cassibile. Plan jest taki, że nocujemy na kempingu, a jutro jedziemy w górę rzeki, na szczyt kanionu, zostawiamy kampera i schodzimy na sam dół do rzeki jedyną dostępną ścieżką. Jeśli będzie to możliwe, zostaniemy tu na noc.

 

Taki jest plan. Plan jest chytry. To wiadomo.

 

Kemping Sabbiadoro to miejsce urocze. Jest pięknie położony na lekkim wzgórzu nad brzegiem morza, przy piaszczystej plaży, wśród bujnej roślinności, palm, kwiatów, a kempingowa restauracja serwuje proste, ale wyborne jedzenie i pizzę. Dojazd do niego może lekko dziwić i naprawdę nie wiemy jak wielkie kampery – autobusy wyrabiają się na zakrętach w wąskich uliczkach wakacyjnego kondominium, przez które trzeba się przebić, aby dojechać na miejsce. My z trudem pokonujemy zakręty w uliczkach odgrodzonych od posesji wysokim, betonowym murem. Już myślimy, że to pomyłka, że nie może być tu kempingu, gdy wreszcie ukazuje się brama, w którą z ledwością skręcamy. A jednak wszystko wyliczone jest na milimetry. Krowa obywa się bez zadrapań.

Nasz dom pod palmami i oliwkami 🙂

 

 

 

 

 

 

 

Nazajutrz jedziemy realizować nasz plan. Jedziemy ostro w górę widokową serpentyną SP4. Po drodze zatrzymujemy się na parkingu, z którego ogląda się miasteczko Avola i morze.

 

 

Docieramy do miejsca, z którego schodzi się do kanionu. Jest tu parking i działa mała knajpka, która ma taras z pięknym widokiem na kanion. Miejsce ekstra!

Jest jedno ale. Nie ma miejsc dla kamperów, bo parking dla nich działa od czerwca do września. A dziś jest maj i właściciel nie ma zapłaconej licencji, nie może nas wpuścić za bramę, za którą widzimy ogromny, pusty teren. Przed bramą, samochody parkują niemalże jeden na drugim. Facio pozwala nam tylko zawrócić i wycofujemy się. Parkujemy na poboczu przy drodze dojazdowej, jak inne większe samochody i kamper. O mamma mia! Co za dziwne przepisy.

Stoimy mocno w dół, o noclegu można zapomnieć.

Idziemy zobaczyć jakie są możliwości zejścia do kanionu. Tu kolejna niespodzianka. Bramka prowadząca do ścieżki w dół jest zamknięta. Stoi tablica informująca o zakazie wchodzenia na ścieżkę ze względu na zagrożenie osuwiskami. Za wejście można dostać mandat. Przy bramce ustawiono skrzynki. Ciekawe po co? Za chwilę już wiemy, bo grupka ludzi przechodzi po nich za bramkę i wesoło idą w dół.

O co tu chodzi? Po co te zakazy, skoro się ich nie respektuje? I jeszcze te skrzynki.

My jesteśmy grzeczni turyści. Nie wolno to nie wolno. Gdyby coś się stało podczas trekkingu, żaden ubezpieczyciel nie wypłaci odszkodowania.

 

 

Zjadamy więc smaczny lunch patrząc tęsknie w dół. Idziemy kawałek szutrową drogą brzegiem kanionu. Spotykamy otwartą bramę na porzuconą, niedokończoną budowę. Stoi tu dom, którego betonowy dach nie jest w żaden sposób zabezpieczony, a jego krawędź znajduje się nad przepaścią. Na bramie żadnej informacji ostrzegającej o niebezpieczeństwie.

Witamy na południu Włoch 🙂

 

 

 

 

 

Odjeżdżamy z dziwnego miejsca Rezerwatu Cavagrande, do którego nie można, ale można wejść, a nawet się zabić 🙂

Pierwszy raz na Sycylii wskakujemy na autostradę. Krótkie 80 km i jesteśmy w Catanii.

Tu pierwszy raz od wielu miesięcy przypomnimy sobie, że jesteśmy Polakami 😉

 

K