Kalabria i Basilicata, wybrzeże Morza Jońskiego

27 maja – 3 czerwca 2018

 

Czas na podeszwę buta.

Kalabria i Basilicata. Dwa regiony Włoch uważane za najbiedniejsze, porażone wysokim bezrobociem, emigracją młodych, spalone słońcem, podporządkowane mafii.

Dla pary, która przejechała kamperem większość krajów Europy to jeden z najciekawszych zakątków naszego kontynentu. Dwa koty też nie narzekały. Wylegiwanie się na słońcu i wszechobecny spokój bardzo przypadły im do gustu.

Możliwe, że to dlatego, że nie jesteśmy z mężem inżynierami i najbardziej podobają nam się miejsca, w których jesteśmy pierwszy raz.

Ale możliwe też, że dlatego, że Kalabria i Basilicata to miejsca z trudem poddające się masowej turystyce i nowoczesności. I dzięki temu właśnie są to miejsca autentyczne, takie jakie są, nie na pokaz. Gdy jest się od roku w podróży, ładne, wymuskane, poskładane w kosteczkę atrakcje turystyczne stają się nudne, nieciekawe. Szukasz autentyczności, niepowtarzalnej atmosfery i klimatu. Na najdalszych rubieżach Włoch dostaniesz to. Zniszczone, odrapane wioski w górach, ukryte przed światem, z pięknymi, średniowiecznymi zabytkami, które zamieszkują uśmiechnięci, otwarci ludzie to największa atrakcja Kalabrii kojarzącej się raczej z morzem i słońcem. Spróbujesz tu prostego, lecz wybornego jedzenia i doświadczysz pięknej gościnności.

Wszystko to w aurze spokoju, braku pośpiechu i wolności od tłumu.

Zaznaczam jednak, że wizyta w tym regionie przypadła przed szczytem sezonu turystycznego, na przełomie maja i czerwca. Nie wiemy jak tu jest w lipcu czy sierpniu. Ale na pewno nie tak jak w Toskanii czy na Riwierze Weneckiej.

Nasza trasa wzdłuż wschodniego wybrzeża Kalabrii i Basilicaty przebiegała z Reggio di Calabria, gdzie zjechaliśmy z promu z Sycylii, wzdłuż wybrzeża do Gerace, znów wzdłuż wybrzeża do Stilo, następnie do serca Kalabrii, Serra San Bruno, powrót na wybrzeże i znów w kalabryjskie góry – niezwykły Park Narodowy Sila, Longobucco, Rossano, powrót na wybrzeże i znów przejazd przez góry, obrzeżami Parku Narodowego Pollino i na koniec wisienka na torcie, niezwykła i jedyna w swoim rodzaju, Matera w Basilicacie.

 

 

Wybrzeże Kalabrii i Basilicaty od strony Morza Jońskiego jest przeważnie płaskie, plaże są w większości piaszczyste, ale czasem kamieniste, z reguły szerokie. Infrastruktura turystyczna pozostawia wiele do życzenia, ale można znaleźć lepiej zagospodarowane kąpieliska. Nam bardzo odpowiadały pustki, brak rzędów parasoli i leżaków, naturalna roślinność, niczym niezmącony widok na otwarte morze. Wzdłuż wybrzeża jest bardzo sucho i nie jest zielono, nie jest to idylliczny krajobraz. W tych obszarach skupia się gospodarka regionu, zakłady przemysłowe i usługi, centra handlowe. Dlatego nie jest tu ładnie. Urok Kalabrii jest gdzie indziej.

My, niebudujący zamków z piasku i nielubiący długotrwałych słonecznych kąpieli za skarb tych dwóch regionów uważamy miasteczka, wioski i górskie krajobrazy w głębi lądu. Władze regionów celowo doprowadziły do zlokalizowania przemysłu i infrastruktury usługowej na niezagospodarowanym, płaskim pasie ciągnącym się między wybrzeżem a górami, aby chronić unikalne, kulturalne dziedzictwo jakim są malutkie średniowieczne, górskie miasteczka. Drogi tranzytowe wiodą przez te przemysłowe tereny i, jeśli nigdzie się nie zbacza, można uznać, że jest tu okropnie.

Co chwila mija się charakterystyczne dla Kalabrii pustostany z ziejącymi pustką, czarnymi otworami okiennymi, porzucone, nieotynkowane, ogrodzone prowizorycznym płotem lub wcale. Mija się dzikie wysypiska śmieci, zardzewiałe hangary, nieciekawe budynki przemysłowe. I można się uprzeć i widzieć tylko to i pomstować, że trzeba było do Wenecji.

 

 

 

 

A można inaczej. Tylko trzeba wybrać wąską drogę w góry…

 

 

 

 

 

 

 

 

Zaczynajmy.

 

K