Apulia. Castel del Monte i Trani

11 – 13 czerwca 2018

 

To ostatni wpis z Włoch i wcale się nie cieszę. Włochy kochamy miłością wielką i ślepą i jesteśmy w stanie wiele temu krajowi wybaczyć. Ale w zasadzie co tu wybaczać? Gościnność, otwartość, empatię, uśmiech, dobry humor? Najlepsze jedzenie pod słońcem? Miłość do prostego życia? Słońce, morze, góry? Urok średniowiecznych miasteczek? Starożytne zabytki? Poszanowanie historii? Rzym? Neapol?

Oriana Fallaci miała swojemu krajowi wiele do zarzucenia, ale ona, jako Włoszka, mogła, miała prawo. Nam, przybyszom z trochę innej jednak kultury, po prostu nie wypada ich oceniać. Można się zastanawiać, dlaczego wybierają na swoich przedstawicieli ludzi skorumpowanych przez mafię lub wręcz mafiozów, dlaczego ciągle borykają się z faszyzmem, czasem nie przyjmują łodzi z uciekinierami z Afryki, dlaczego dług ich kraju dwukrotnie przekracza dług naszego kraju? Można się nad tym zastanawiać.

Ale kim jesteśmy, aby ich oceniać w tych wyborach. Kim jesteśmy, my, Polacy A.D. 2018?

Leżymy pod palmą i rozmyślamy.

Niee, żartowałam, jedziemy, ciągle jedziemy. Z okolic Taranto kierujemy się w głąb apulijskiej pięty, do Castel del Monte. Jest to niezwykły zamek zbudowany przez niezwykłego króla – Fryderyka II Hohenstaufa.

Jest to najbardziej znany w wielu Fryderyków II, jacy pojawili się w historii. Żył w XII wieku. Był królem Niemiec, Sycylii i Jerozolimy oraz Świętym Cesarzem Rzymskim (czyli takim koronowanym przez papieża). Król, który rzadko bywał w Niemczech, za to ukochał południe Włoch, gdzie z powodzeniem prowadził swoje autokratyczne rządy. Król chodzący swoimi ścieżkami, naukowiec i wolnomyśliciel, który z różnymi żonami i nie-żonami miał dwadzieścioro dzieci. Król, który przez 30 lat tworzył traktat o sokolnictwie, w którym opisał i własnoręczne zilustrował 900 gatunków ptaków. Temu królowi zawdzięczamy również istnienie zera w europejskiej arytmetyce. Założył uniwersytet w Neapolu, który nosi jego imię.

Sycylia zawdzięcza mu wypędzenie ostatnich Maurów, których przesiedlił właśnie do Apulii w 1220 r.

Król Fryderyk II swój sukces i inteligencję zawdzięcza najpewniej wielkim rodzicom. Jego ojcem był najpotężniejszy z władców w historii Niemiec – Henryk VI, a matką Konstancja Sycylijska, dziedziczka Królestwa Sycylii po swoim wielkim, normańskim ojcu, Rogerze II. Taka mieszanka genów oznaczała sukces.

W Apulii pozostawił kilka zamków, z których Castel del Monte wydaje nam się najciekawszy, poza tym mamy do niego dość blisko, więc wszystko się zgadza. Jedziemy.

Castel del Monte zbudowano w środku ogromnego, dzikiego, płaskowyżu porośniętego lasem i niższą roślinnością, który dziś jest parkiem narodowym, Parco Nazionale dell’ Alta Murgia.

 

 

 

 

Zamek stoi na jedynym wzgórzu przez co jest idealnym punktem obserwacyjnym. Widać go już z daleka.

 

 

Niedaleko zamku działa duży kemping L’Altro Villaggio. Dziś jest poniedziałek. Włosi, a szczególnie ci z południa, w poniedziałek najchętniej zamknęliby Włochy. Poniedziałek to dzień martwy. Podjeżdżamy pod zamkniętą bramę kempingu i dzwonimy, dzwonimy, dzwonimy. Nic. Gdy chcemy już rezygnować, brama się otwiera, a po drugiej stronie stoi auto, a przy nim bardzo zdziwiony facio, który ewidentnie ma pecha, że nas tu spotkał. Wykręca się, że dziś restauracja na kempingu zamknięta, że nikt tu dziś nie obsługuje. Ale my wiemy, jak rozmawiać z poniedziałkowym Włochem. My tylko na nocleg, bez jedzenia, mamy swoje, niczego nam nie trzeba, jak tylko prądu i toalety 😉

Zgadza się dość szybko, pokazuje miejsca dla kamperów i czym prędzej się ulatnia. Nie zobaczymy go już do rana.

Jesteśmy sami, bo nikomu już bramy nie otworzą, mimo, że są chętni. W Apulii panuje dobrobyt, a to jeden z jego objawów.

Na terenie zostaje stróż, który pokazuje nam łazienkę i którędy iść do zamku.

Maszerujemy krótką drogą na szczyt wzgórza.

Zamek z XII wieku uratowano od rozgrabienia. Na zewnątrz i wewnątrz wykończony był szlachetnym marmurem, który został praktycznie do zera obłupany przez złodziei. Bryła, wykończenia okien i drzwi prezentują się jednak wspaniale. Castel del Monte uważany jest za arcydzieło architektury i to nie tylko średniowiecznej. W 1996 roku wpisany został na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Zamek powstał 10 lat przed śmiercią Fryderyka II, a król mimo, że wnikliwie nadzorował projekt i budowę, nigdy w nim nie był. Naukowcy twierdzą, że nie powstał w celach obronnych. Rodzina królewska wykorzystywała go jako schronienie w trakcie polowań w otaczających zamek lasach i najbardziej prawdopodobną jest teza, iż król budował sobie miejsce do obserwowania i studiowania otaczającej fauny i flory. Zamek odzwierciedla również zamiłowanie króla do matematyki i astronomii. Ma kształt ośmiokąta foremnego. Oktagon uważany jest za symbol łączący kwadrat (symbol ziemi) i okrąg (symbol nieba).

Wewnątrz znajduje się ośmiokątny dziedziniec, a na zewnątrz osiem narożnych wież. Trzy wieże pełnią funkcję klatek schodowych, a pozostałe to łazienki z toaletami, co było ewenementem w tamtych czasach. Każde z dwóch pięter składa się z sześciu przechodnich i dwóch nieprzechodnich pomieszczeń. Pomieszczenia górnych pięter połączone były dodatkowo zewnętrznym, drewnianym balkonem biegnącym naokoło wewnętrznego dziedzińca (dziś balkon nie istnieje). Na dziedziniec prowadziło troje drzwi na parterze i troje drzwi na balkon na górnej kondygnacji. Do zamku prowadziło jedno wejście, od wschodu. Wchodziło się na dziedziniec, dopiero potem należało wybrać jedno z wejść do wnętrza zamku.

Zwiedzanie zamku, błądzenie po schodach, pokojach, zaglądanie w okna z przepięknym widokiem to czysta przyjemność. Ta budowla naprawdę ma w sobie jakąś moc. Nie jest zbyt wielka, nie przytłacza, ale daje też przestrzeń. Szkoda, że marmury, którymi pokryte były wszystkie ściany, podłogi, kolumny i ogromne kominki zostały rozkradzione. Musiało być tu pięknie, elegancko.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dziura po skradzionym kominku

 

Średniowieczne WC

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Schodzimy ze wzgórza. Mijamy nasz kemping i idziemy na pobliski wielki parking, skąd odjeżdżają busiki z turystami. Tu działa restauracja. Tzn. w poniedziałek jest barem, bo kuchnia jest zamknięta. Raczymy się więc zimnym piwkiem w promieniach popołudniowego słońca, a wraz z nami raczą się kamperowcy, którym przyszło nocować na tym nagrzanym placku, bo brama kempingu się nie otworzyła.

My za to mamy cień i cały kemping dla siebie i dla kotów.

 

 

Nazajutrz ruszamy w dalszą drogę.

Jest wtorek, 12 czerwca 2018, dziś opuścimy Włochy i popłyniemy do Czarnogóry. Odpłyniemy z bólem w sercu i będziemy tęsknić, jak zawsze.

Ale przed nami jeszcze cały, piękny, włoski dzień. Trzeba go spędzić godnie, a nie na biadoleniu. Wybieramy Trani, nadmorskie miasteczko, w którym znajduje się wspaniała katedra. A wybieramy je po tym, jak w Castel del Monte dowiadujemy się, że marmur, którym wykończono zamek pochodził między innymi z pobliskiego Trani. Jedźmy tam więc. 🙂

 

Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszego miejsca i lepszej pogody na pożegnanie z Italią. Cudne, białe Trani, wyślizgany bruk, malutka marina, imponująca, romańska katedra, wyborna pizza i …. taki upał, że chcemy już stąd odjechać! 😉

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Późnym popołudniem meldujemy się w porcie w Bari i czekamy na wjazd na prom.

 

 

 

 

Godzinę po planowym czasie odpłynięcia stoimy w tym samym miejscu.

 

 

 

Trafiliśmy na kurs razem z wesołym miasteczkiem. TIR-y z niestandardowymi naczepami nie chcą zmieścić się na promie. Gdy wreszcie udaje im się wjechać, na drugi ogień idą wszystkie kampery z kolejki, na końcu osobówki. Szczęśliwie zaokrętowani raczymy się chorwackim piwkiem i obserwujemy dalsze wysiłki, aby zmieścić wszystkich oczekujących. Kilka aut zostaje na nabrzeżu. Ciekawe, czy faktycznie nie udało się ich zmieścić.

 

 

Ciao, amore!

 

Puk, puk, puk. 7:30. Pobudka, dobijamy do Baru w Czarnogórze. Prosimy wstawać i udać się do recepcji celem wymeldowania.

Witamy w Czarnogórze.

 

 

 

A Czarnogóra urwie nam łeb.

 

 

c.d.n.

 

K