Z Kiskoros nad Balaton. Naprawiamy kamper

30 czerwca – 2 lipca 2018

 

Na Węgrzech jest dużo kempingów. Jest z czego wybierać. Można też parkować „na dziko”, nie ma zakazów dla kamperów. Węgrzy potrafią gościć, mają w tym doświadczenie. Odkrywamy kemping przy gorących źródłach w Kiskoros i wydaje nam się, że odkryliśmy Amerykę. Szybko przekonamy się, jak byliśmy naiwni.

Kiskoros to małe miasteczko. Takie miejsca rządzą się swoimi prawami. Jadąc tu warto wiedzieć, że Węgry to jednak nie południe Europy, nie Włochy, nie Chorwacja i nie oczekiwać podobnego stylu życia. Aktualnie Węgrom bliżej do Polskiej prowincji niż wydawało nam się 15 lat temu. Polska poszła mocno w przód, a Węgry ciut przykucnęły. Takie są nasze wrażenia. Warto uświadomić sobie, że jest kosmopolityczna stolica, Budapeszt, i potem długo, długo nic. Silna polaryzacja.

Węgierskie wioski i miasteczka są mocno swojskie. Czas płynie tu wolniej, ciężko o niesamowite zabytki i coś dobrego do zjedzenia. Nieliczne gospody oferują proste, tradycyjne węgierskie dania czyli gulasze na milion sposobów lub panierkę na tyleż samo. Często nie jest to jedzenie wysokich lotów. Z naszych doświadczeń wynika, że tak naprawdę najsmaczniejsze dania można zjeść w budkach na terenie kąpielisk termalnych. Stołują się tu tłumnie sami Węgrzy, jak i turyści.

Tradycja i kultura kąpieli w ciepłych wodach to według nas największy skarb tego kraju, z którego korzystaliśmy do bólu. Kąpieliska termalne, większe lub mniejsze, można spotkać w co drugiej wiosce.

Zatrzymujemy się na kempingu działającym przy kąpielisku (furdo – tak nazywa się po Węgiersku kąpielisko). Moczymy się w pachnącej jajem, brunatnej wodzie o temperaturze 38 stopni na przemian z chłodną wodą basenu pływackiego. Rano wskakujemy popływać, po południu relaksujemy się w gorącym źródle. Potem idziemy coś przekąsić, jakieś zakupy w miasteczku i tak upływają nam dwa dni.

 

 

 

 

 

W Kiskoros w 1823 r. urodził się wielki Węgier, Sandor Petofi. Choć z pochodzenia był pół Serbem, pół Słowakiem, Węgry uważał za swoją ukochaną ojczyznę. Był to poeta rewolucyjny i organizator rewolucji węgierskiej, czyli powstania przeciwko habsburskiemu Cesarstwu Austriackiemu 1848 roku. W Kiskoros, w sercu miasta, stoi tradycyjna, wiejska chata z bielonymi wapnem ścianami i kryta strzechą, dom rodzinny wielkiego poety. Mieści się tu muzeum poświęcone tej postaci.

 

 

 

 

Dziwne, ale Kiskoros nie ma pomnika Petofiego. Jest za to kilka innych pomników. Niektóre wzbudzają naszą konsternację…

 

 

A niektóre zainteresowanie.

 

 

Jesteśmy na Węgrzech kilka dni, a znamy już gościa dość dobrze. Patrzy na nas z banknotów o wielkich nominałach w tysiącach forintów (tak, na Węgrzech jest chyba hiperinflacja), pojawia się na pomnikach, w nazwach ulic i placów.

Rakoczi Ferenc, Polakom znany jako Franciszek II Rakoczy. Człowiek żył na przełomie XVII i XVIII wieku i podobnie, jak Petofi jest symbolem oporu wobec Austrii, z tym, że cofamy się wiek wstecz. W 1704 obwołano go księciem Siedmiogrodu, czyli części Węgier pozostającej pod wpływem Imperium Osmańskiego, a rok później księciem Węgier ogłaszając koniec panowania habsburskiego w swoim kraju. Pomógł mu w tym rosyjski car i trochę razem współpracowali, że aż mu car koronę polski ofiarował. Rakoczy jednak się na nią nie zdecydował. Szybko Habsburgowie zaczęli deptać mu po piętach, aż w końcu musiał chłopina uciekać. Taka to historia pana z wąsem. Wąs jako atrybut wielkich przywódców. Obroń tezę 😉

 

Kotów nie wypuszczamy, bo na części kempingu trwa budowa. My może i nie wypuszczamy, ale Skarpeta wypuszcza się sam zwiewając przynajmniej raz dziennie. Powodem takiego zachowania mogą być też ptaki, które w dużych ilościach i gatunkach zamieszkują kempingowe drzewa.

Działalność Skarpety obserwują starsi Holendrzy, którzy mieszkają niedaleko w swoim żółtym VW California. Zaczepiają nas pewnego razu i opowiadają jak Skarpeta dokonuje aktu ucieczki, gdy my oddajemy się kąpielom.Rozmowa schodzi na ptaki. Mówię, że koty interesują się takimi małymi ptaszkami, które skaczą wesoło wokół kampera. Dodatkowo co rano jakiś ptak śpiewa nam na dzień dobry cudowną piosenkę. A czy ten ptaszek robi: fiu fiu fiu fiu fiuuu? Starszy pan idealnie naśladuje ptaka gwiżdżąc. Bo jeśli tak, to jest „jakiś tam ptaszek”, którego nazwy nie rozumiem. Ale jeśli robi tak: fiuuu fiu fiuuu fiu, to jest „jakiś inny ptak”, którego nazwa jest mi równie obca. Gdy wzruszam ramionami na znak, iż nie mam pojęcia i jednocześnie z trudem wytrzymuję, aby nie wybuchnąć śmiechem, lecz wydaje mi się, że raczej ten pierwszy gwizd pasuje, starsza pani biegnie do kampera i przynosi atlas ptaków. Odnajduje właściwą stronę i pokazuje mi zdjęcie naszego śpiewaka. Państwo okazują się miłośnikami ptaków. Przyjeżdżają od wielu lat na Węgry poznawać i obserwować ptaki, bo jest ich tu bardzo wiele. Podmokłe, zielone równiny to raj dla ptaków i dla nas, mówią. Do tego moczymy się w termach. Przyjemne z pożytecznym, tłumaczą. Cudowni ludzie, a koty to ich druga pasja. Starsza pani często zagląda do kampera oglądać nasze koty 🙂

Wymoczeni, odnowieni, zrelaksowani jedziemy do Balatonfuzfo, gdzie czeka nas reperacja szyberdachu.

Droga nr 53 z Kiskoros przecina Park Narodowy Kiskunsag.

 

 

 

Park składa się z kilku oddzielnych części, z których każda reprezentuje trochę inny rodzaj ekosystemu, są mokradła, jeziora, ale i step oraz wydmy. Kraina ta to miejsce spotkania (międzyrzecze) dwóch głównych rzek Węgier: Dunaju i Cisy (Danube i Tisza). Gdy jednak spojrzeć szerzej to Kiskunsag jest fragmentem Wielkiej Niziny Węgierskiej, płaskiego terenu, który od Karpat wypłaszcza się w stronę Gór Dynarskich i zajmuje połowę powierzchni Węgier. Nizina ta leży na obszarze jeszcze większej krainy, Kotliny Panońskiej, która rozciąga się od Alp i Karpat po Góry Dynarskie. Jest to o tyle istotna informacja, że kotlina ta zajmuje obszar po wyschniętym kilka milionów lat temu Morzu Panońskim. Temu morzu zawdzięczają Węgry, ale również wschodnia Słowacja, północna Chorwacja (Slawonia), wschodnia Austria, południowo-wschodnia Polska, zachodnia Ukraina, zachodnia Rumunia i północna Serbia zasobne źródła wód termalnych i mineralnych. Węgrzy uczynili z tego skarbu bodaj największy użytek.

 

W Balatofuzfo spędzamy leniwe dwa dni czekając na kampera. Życie spędzamy leżąc w normalnym łóżku i oglądając prawdziwą telewizję. Pięknie jest. Rozłazimy się, jak stare gacie 🙂

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Balatonfuzfo to wioska, w której nic nie ma, choć i tu można znaleźć smaczki. Mianowicie, czas stanął tu w miejscu, a to przecież wybrzeże największego jeziora w Europie, i to nas bawi. Stacja kolejowa mogłaby grać u Barei, jeziora nie widać, bo rosną tu gęste trzciny, a do wody się nie dojdzie, bo to tereny marin, gdzie cumują jachty turystów. Są tu dwie knajpy, z których jedna jest bliżej marin, jest droga i robi słabe jedzenie, ale jest ładna. Druga, dalej od marin jest brzydka, ale gotują tam prosto z serducha. Podsumowując, do Balatonfuzfo można przyjechać, aby zobaczyć stację kolejową rodem z komuny oraz podjeść co nie co w restauracji Susogo Restaurant Etterem.

 

 

 

 

 

 

Gdy odbieramy naprawiony kamper, nasze humory się poprawiają i możemy jechać do Budapesztu. Do przyjazdu rodziców mamy kilka dni.

 

c.d.n.

 

K