Przemyśl, królewskie miasto – twierdza

27 – 28 lipca 2018

 

Nigdy nie było nam tu po drodze. Koniec Polski, za górami, za lasami. Tam już prawie Ukraina, ptaki zawracają. Tymczasem w Przemyślu czuć polskość jak nigdzie indziej. No, może jak we Wrocławiu 😉

Przemyśl mile nas zaskakuje od pierwszych chwil. Na parkingu dolnej stacji kolejki, która zimą wywozi narciarzy na górę Zniesienie miasto wydzieliło kilka miejsc dla kamperów. To w Polsce rzadkość, brawo Przemyśl! Parking i obsługa działa cały rok. Jest podłączenie do prądu, WC i miejsce grillowe. Można nabrać i wylać wodę. Komplet. Prysznic mamy, więc moglibyśmy dziś zamieszkać w Przemyślu 😉

Obok działa wodny plac zabaw, czyli różne fontanny, w których można się moczyć do woli. Całość wygląda jak miejskie kąpielisko. Wstęp płatny.

Poznawanie Przemyśla zaczynamy od fortu, który znajduje się w sąsiedztwie. Stoimy u stóp Zniesienia, przy Bramie Sanockiej Dolnej. Na dzień dobry poznajemy Twierdzę.

Nie ma Przemyśla bez Twierdzy Przemyśl. Potężna sieć budowli obronnych z czasów Austro-Węgier z I wojny światowej to trzecia co do wielkości twierdza Europy, po Antwerpii i Verdun i jedyna twierdza, która doświadczyła trzykrotnego, całkowitego oblężenia.

Twierdza kojarzy się ze średniowiecznym, obronnym zamkiem nie do zdobycia z basztami i fosą. Twierdza Przemyśl to pierścień okalających miasto w odległości kilkunastu kilometrów wszelkiej maści budowli obronnych: szańców, fortów, magazynów. Austriacy zaczęli budować twierdzę w połowie XIX wieku, gdy stosunki z Rosją pogorszyły się. Przemyśl wraz ze Lwowem i Krakowem znajdowały się wówczas w Galicji, pod zaborem Austriackim. Ziemie te stanowiły wschodnie rubieże Austro-Węgier.

W Bramie Sanockiej Dolnej należącej do fortyfikacji tzw. rdzenia twierdzy siedzibę ma Przemyskie Stowarzyszenie Dobrego Wojaka Szwejka.

 

 

 

 

 

 

Ruszamy pod górę wzdłuż murów fortecznych w kierunku kolejnej Bramy i Fortu Zniesienie.

Ta dziwna nazwa wzgórza pochodzi od słowa „zniesienie” czyli pokonanie Tatarów. Na szczycie wzgórza stoi kopiec, który miał zostać usypany jako mogiła poległego w walce chana. Na czubek kopca wiedzie ścieżka. Widać stąd całą ziemię przemyską, Ukrainę, Góry Słonne. W tym samym momencie na kopiec wchodzi grupka osób z przewodnikiem, który pokazuje lokalizację fortów zewnętrznego pierścienia Twierdzy.

Wiele budowli wchodzących w skład Twierdzy uległo zniszczeniu i dewastacji, wiele wysadzili żołnierze opuszczający Przemyśl w 1915 roku po zdobyciu miasta przez Rosjan. Dziś powoli odbudowuje się Twierdzę i kolejne obiekty są udostępnione do zwiedzania. Można udać się na wycieczkę rowerową wzdłuż zewnętrznego pierścienia. Łączna długość trasy to 87 km. Wyznaczono również szlak pieszy. Może być to duża frajda. Okolice Przemyśla to piękna, pofałdowana, zielona kraina i nawet jeśli ktoś nie specjalnie interesuje się tematyką i architekturą wojenną, przyroda wynagrodzi mu nudę. Przemyski szlak rowery to początek Green Velo, szlaku rowerowego biegnącego wzdłuż wschodniej i części północnej granicy, do Elbląga. W naszej dalszej podróży często będziemy spotykać turystów rowerowych przemierzających ten szlak.

 

 

 

 

 

Ze Zniesienia można zejść na dwa sposoby: w kierunku cmentarzy lub w kierunku zamku.

Zacznijmy od zamku. Naturalną kontynuacją Zniesienia jest Park Zamkowy, który przylega do wzgórza zamkowego. Idziemy przez park. Obiekty forteczne są tu co krok.

 

 

 

 

 

Wspinamy się na wzgórze zamkowe.

 

 

 

 

Przemyśl nie był dużym miastem zanim wybudowano Twierdzę. To budowa fortów spowodowała rozwój i powiększenie się miasta. Nie wielkość jednak świadczy o jego potędze, lecz wiek. Przemyśl pamięta Bolesława Chrobrego, a niektórzy historycy uważają nawet, że gród obronny założył tu Mieszko I. Szach mat kto uważa, że na kresach tylko krowy się pasą.

Obecny zamek pochodzi z XIV w. i zbudował go Kazimierz Wielki, ale gruntownie przebudowano go w renesansie. Bramy właśnie zamknięto, więc raczymy się wybornymi deserami i kawą z zamkowej kawiarenki i czytamy o Przemyślu w przewodniku znalezionym na stole.

Od XV do XVIII wieku Przemyśl leżał w centrum województwa ruskiego ze stolicą we Lwowie, które od południa graniczyło z Królestwem Węgierskim, a ze wszystkich pozostałych stron otaczały je ziemie Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Przemyśl leżał mniej więcej po środku południowej granicy kraju. Po I rozbiorze Polski województwo ruskie stało się, wraz z przyłączonym później Krakowem, Galicją, częścią Austro-Węgier. Po Odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1920 r. Przemyśl leżał w województwie lwowskim. Sam był miastem wojewódzkim przez 23 lata, od 1975 do 1998.

Z zamku kierujemy się na stare miasto i od razu wyglądamy staromiejskich kościołów.

Przemyśl pod względem religijnym to kompletny „freak”. Wielka schizma wschodnia pozostawiła Przemyśl w XI w. pod wpływem prawosławia. Dopiero trzy wieki później założono tu diecezję rzymskokatolicką. Od tej pory urzędowało więc w Przemyślu dwóch biskupów. W XVI wieku miała miejsce tzw. unia brzeska, czyli uznanie przez prawosławnych biskupów z terenów Rzeczpospolitej zwierzchnictwa rzymskiego papieża zamiast tego z Konstantynopola (tzw. unici). Jednak biskup przemyski do unii nie przystąpił. Rzymski papież ustanowił więc biskupa unickiego. I tak, w Przemyślu siedziało już trzech biskupów. Założę się, że świetnie się dogadywali i często umawiali się na karty 😉

Aktualnie w Przemyślu urzęduje dwóch biskupów: rzymskokatolicki i unicki (reaktywowany przez JP II w 1991 r. po PRL-owskiej przerwie). Prawosławny biskup przeniósł się do Sanoka. Tak czy siak, wesoło jest.

Odrestaurowana, gotycka archikatedra rzymskokatolicka robi wrażenie zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Barokowy wystrój miesza się tu z gotycką strzelistością. Jest moc. Obok świątyni pnie się w górę późnobarokowa dzwonnica.

 

 

 

 

Idziemy ulicami starówki. Jej charakterystyczną cechą jest pochyłość, wybraliśmy więc dobry kierunek, bo ciągle schodzimy.

 

 

 

Mijamy barokową archikatedrę greckokatolicką, zamkniętą na cztery spusty.

 

 

I znajdujemy kościół franciszkanów. Mimo, że trwa nabożeństwo, można zajrzeć do środka przez przeszklone drzwi. Styl, w jakim ozdobiono wnętrza świątyni nazywa się późne rokoko (ko) 😉

 

 

 

Wchodzimy na pochyły rynek i od razu uwagę naszą przykuwają piękne kamienice.

 

 

 

Przemyski rynek jest rozległy i ciut brak mu atmosfery. Oddychamy z ulgą, bo uznajemy, że nasz, lubelski prezentuje bardzo pięknie i nie musi czuć się zagrożony 😉

Idziemy skosztować lokalnej kuchni. Internet mówi, żeby iść do Cuda Wianki.

Wybór dobry. Trzeba tam iść. Zjadamy wyborne proziaki z masłem czosnkowym, twarożkiem i zsiadłym mlekiem oraz gołąbki z kaszą, próbujemy wina z Przeworska. Można? Można.

 

 

Proziaki z oponą 😉

 

Po winie z Przeworska Leszek dostaje dziwnej fryzury, a rynek nabiera klimatu.

 

 

 

 

 

 

 

 

Powoli kierujemy się do domu. Wracamy wzdłuż Sanu. Przez rzekę przerzucono kładkę dla pieszych wartą uwagi. Przy kładce koncentruje się letnie życie miasta. Działa tu kilka knajpek z ogródkami i leżakami. Obok znajduje się radziecki schron z Linii Mołotowa, który jest naturalną kontynuacją miejsca spotkań młodzieży.

 

 

 

 

Idąc dalej drogą krajową 28 w kierunku stadionu Polonii Przemyśl zwracamy uwagę na dwa budynki, pięknie zdobioną, przedwojenną kamienicę oraz hotel z epoki PRL, który jest polską wersją francuskiego Bubble House 😉

 

 

 

 

Usypia nas zachód słońca nad Sanem.

 

 

 

Następny dzień jest równie słoneczny. Dziś eksplorujemy drugą stronę Zniesienia oraz udajemy się do Muzeum Dzwonów i Fajek.

Po przeciwnej niż stok narciarski stronie Zniesienia znajdują się przemyskie cmentarze: komunalny, żydowski oraz cmentarz wojskowy poległych w I wojnie światowej.

Spacer w górę po cmentarnych, zacienionych alejkach, wśród zabytkowych nagrobków jest odpoczynkiem od zgiełku. Powyżej cmentarzy znajduje się kolejny fort Twierdzy, a jeszcze wyżej znany już nam Kopiec Tatarski.

 

 

 

 

 

 

 

Wracamy do miasta i znajdujemy Muzeum Dzwonów i Fajek mieszczące się w Wieży Zegarowej. Wybraliśmy akurat to muzeum z dwóch powodów. Tato pali fajkę i chcemy kupić mu jedną w muzealnym sklepie oraz nie wiemy nic o produkcji dzwonów ani fajek. Poza tym dziwi nas połączenie tych dwóch tematów w jednym muzeum.

 

 

 

Szybko dowiadujemy się o co chodzi. Fajkarstwo i ludwisarstwo to dwa rzemiosła mające w Przemyślu długie tradycje, które na dodatek dotrwały do dziś.

W muzeum można dowiedzieć się jak robi się dzwon (to wyjątkowo interesujące, bo jest w tym magia), jakie są rodzaje dzwonów, gdzie brzmią dzwony z Przemyśla. Rozbawia nas opis działania i zdjęcia dzwonu nurkowego. W części poświęconej fajkom prezentowane są bardzo stare fajki tradycyjne, pięknie zdobione, wykonane z różnych materiałów, wśród eksponatów można też obejrzeć fajki ze wszystkich stron świata. Można zajrzeć do warsztatu fajkarza, dowiedzieć się jak wygląda proces produkcji fajki. Dzięki opisowi części składowych tego niewielkiego przedmiotu nasz język wzbogacił się o słowa, których nie znaliśmy takich, jak cybuch czy osadnik.

Każdy palacz fajki zna słowo „walatówka”. To najbardziej popularna fajka produkowana w Przemyślu od II wojny światowej. Jej nazwa pochodzi od nazwiska braci Walat, trzech mistrzów fajkarstwa, którzy rozwinęli i rozpropagowali fajkarstwo przemyskie na cały kraj. Bracia Walat nie byli jednak założycielami zakładu, a jedynie zatrudnionymi w nim mistrzami, a tuż przed wojną otworzyli własną produkcję. Wincenty Swoboda przybył do Przemyśla z Czech pod koniec XIX wieku i początkowo produkował fajki w piwnicy kamienicy przy ul. Strycharskiej, gdzie zatrudnił braci Walat.

Dziś w Przemyślu działa 11 pracowni fajkarskich, a fajki kilku z nich sprzedaje muzealny sklepik.

Fajki produkuje się z drewna drzew owocowych i te są najbardziej popularne i ich cena nie jest wygórowana (do 50 PLN). Najlepszym materiałem na fajki jest jednak korzeń wrzośca drzewiastego, rośliny z rodziny wrzosowatych występującej w ciepłych regionach świata. Materiał ten jest bardziej trwały od drewna drzew owocowych, a jednocześnie plastyczny. W sklepiku ceny fajek z wrzośca zaczynają się od 120 PLN i pną w górę do sum kolekcjonerskich…

Produkcję dzwonów kontynuuje nieprzerwanie od końca XIX wieku rodzinna Odlewnia dzwonów Jana Felczyńskiego. Jest jedyną odlewnią w Polsce, której dzwony poddawane są testom kampanologicznym (nowe słowo) czyli badaniom akustyki.

Dzwony z Przemyśla brzmią na całym świecie, a w Polsce choćby na Wawelu czy w Gdańsku, na świecie np. w Jerozolimie czy Kamerunie. Fabryka twierdzi, że dzwonu z Przemyśla nie ma tylko na Antarktydzie.

Nie byłoby tych pięknych tradycji, gdyby nie budowa Twierdzy. To wtedy zjechało się do Przemyśla wielu rzemieślników, piekarzy, masarzy, handlarzy, kucharzy, itd. I jest coś na rzeczy, bo Przemyśl to miasto ciekawe, dumne i absolutnie nie prowincjonalne!

 

 

 

 

 

 

 

 

Muzeum zajmuje wszystkie kondygnacje Wieży Zegarowej. Tych, którzy pokonają wszystkie muzealne piętra czeka niespodzianka, widok z tarasu widokowego.

 

 

W Przemyślu jest o wiele więcej atrakcji. Mamy chęć również na nowoczesne i ogromne Muzeum Ziemi Przemyskiej, najbogatsze muzeum Podkarpacia, jak również na Muzeum Miasta Przemyśla czy Muzeum Twierdzy Przemyśl. Miasto ma ciekawą ofertę i widać, że zarówno mieszkańcom i jak i władzom nie jest tu wszystko jedno.

Mamy chęć, ale czasu już nie. Z uczuciem pocieszenia odjeżdżamy z Przemyśla.

Kolejnym punktem naszej kresowej włóczęgi jest wioska Chotyniec, a nieopodal leżą Młyny. Czego tam szukamy?

 

c.d.n.

 

K