Senja – wyspa ze snu z kłami diabła

10 sierpnia 2017

 

„Norwegia w miniaturze” – tak nazywa się tę drugą co do wielkości wyspę Norwegii. Jest też konkurentką Lofotów. Wszystko prawda. Potwierdzamy i podpisujemy krwią. Dzień na wyspie to jeden z ciekawszych w naszej podróży. Różnorodność krajobrazu i przeróżne cuda natury, ale również człowieka. Mnogość tego wszystkiego uczyniła 10 sierpnia 2017 pięknym dniem życia.

Senja leży mniej więcej w połowie drogi między Narwikiem a Tromso. To początek najdalszej północy Norwegii. Ma kształt rozłożonej dłoni. Jej poszarpane północno-zachodnie brzegi wychodzą na Ocean Arktyczny.

 

Wyspę przez środek przecina droga 86 i dojeżdża wprost nad ocean. Stąd jedziemy najpierw na południe do osady rybackiej Gryllefjord, gdzie droga 86 ma swój koniec.

Droga objeżdża fiordy wcinające się między klify, przy których, jak przyklejone, wyrastają nieliczne rybackie osady. Mijamy też hotel.

 

 

Do Gryllefjord wjeżdża się przez tunel i most

 

Na końcu drogi jest parking i miejsce do pikniku. Posilamy się więc.

 

Wracamy tą samą drogą po śladach, aby następnie zjechać z 86 na 862, która objeżdża północne wybrzeże wyspy.

 

 

Zatrzymujemy się po drodze przy dwóch spektakularnych punktach widokowych. Spektakularnych nie tylko przez widoki, jakie oferują, ale również przez nie same.

Pierwszy z nich to wisząca nad fiordem platforma widokowa Bergsbotn, drugi to nowoczesna kładka prowadząca na skalistą plażę, z której ogląda się skały nazywane „zębami diabła” – Tungeneset.

 

 

Mijamy plażę nad Ersfjord, na której przycupnęło kilka namiotów. Piękny ten fiord i góry w okół i głęboka, płaska dolina, którą jedziemy. Sceneria kosmiczna.

A to WC. Można? Można.

 

Jedziemy ciągle drogą 862 w kierunku Botnhamn, lecz w połowie fiordu Fjordbotn odbijamy na północ w wąziutką, górską drogę 277. Naszym celem jest mikroskopijna wyspa Husoy, zasiedlona w dawnych czasach przez hiszpańskich żeglarzy, a całkiem niedawno połączona z Senją drogą z tunelem przez góry. Zasiedla ją zaledwie 240 osób. Zabudowa faktycznie przypomina bardziej południowe miasteczko. Mieszkańcy podobno kultywują tradycję sjesty.

Pogoda nie sprzyja spacerom po wyspie. Objeżdżamy ją jedyną drogą biegnącą w kółko i zatrzymujemy się na szybkie gotowanie z widokiem na ten skrawek Hiszpanii na dalekiej północy.

 

 

 

Nie chcemy wracać do E6, aby jechać do Tromso. Najkrótsza droga wiedzie przez morze!

Jedziemy na prom z Botnhamn do Brensholmen na wyspie Kvaloya. Niestety ostatni prom o 20:00 właśnie odpłynął, kolejny odpływa o 8:00 rano. Szukamy miejsca na nocleg. Aplikacja park4night wskazuje fajne miejsce na końcu drogi 274, która biegnie na północ od przystani promowej.

Droga jest urokliwa, ale niewątpliwie najgorsza na świecie. Jedziemy na jedynce i dwójce, bo dziury w drodze na więcej nie pozwalają naszej wielkiej krowie.

W końcu dojeżdżamy w polecane miejsce. Droga skręca za cmentarzem ku małej zatoczce. Nie tylko my korzystamy z aplikacji park4night. Namiot rozbiło dwóch hiszpańskojęzycznych kajakarzy, którzy właśnie robią sobie selfie w siatkach przeciw komarom na głowie.

Miejsce urocze, okolica senna, nic tylko spać 😉

 

 

Z samego rana, bez śniadania, pędzimy na prom. A bez śniadania, bo pędzimy 10 na godzinę.

Śniadanie zjemy w takim miejscu, że Królowa Elżbieta by była w szoku i jej psy tak samo. Do jutra!

2 myśli na temat “Senja – wyspa ze snu z kłami diabła”

Możliwość komentowania jest wyłączona.