Tromso – brama Arktyki

11 sierpnia 2017

 

Zjeżdżamy z promu w Brensholmen i kierujemy się na leżącą kawałek na północ wyspę Sommaroya oferującą piaszczyste plaże i rajskie zatoczki.

Kiszki grają nam marsza, więc na początek rozglądamy się za miejscem na arktyczne śniadanie. Wybór jest spory. Znajdujemy miejsce, parkujemy przy drodze i biwakujemy. To jest w Norwegii świetne, że przy drogach jest bardzo dużo miejsc odpoczynku dla podróżnych. Nie trzeba wcale wjeżdżać w zakamarki, żeby znaleźć miejsce piękne i ustronne. Jest ich pełno tuż przy drodze. Z parkingu najczęściej można udać się na krótki spacer czy wędrówkę po okolicy. Widoki i odosobnienie gwarantowane.

 

 

A więc tak jedzą śniadanie Polacy w Norwegii i tak też pracują 😉

 

 

Niestety nadlatuje do nas burzowa chmura. Nici z rajskich plaż. Jedziemy kawałek wgłąb wyspy. Faktycznie, jest inna niż wszystkie, bo prawie płaska, a wokół niej pełno zatoczek i piaszczystych plaż. Tu i tam parkują kampery, każdy w swoim raju.

 

Jedziemy do Tromso. Po drodze pada, ale Tromso wita nas słońcem.

Parkujemy nad wodą przy Muzeum Arktyki i z widokiem na Arktyczną Katedrę.

 

 

Ta łódź w szklarni to statek Polstjerna zbudowany w 1949 roku. Wielokrotnie wypływał do Arktyki na brutalne wyprawy łowieckie m.in na foki. Norwegowie nie oszczędzali swojej fauny. Wytrzebili wiele gatunków zwierząt żyjących na dalekiej północy. Nie z głodu, ale dla pieniędzy. Kiszka. Jak się opamiętali, było już za późno.

Tromso jest ciekawie położone na kilku wyspach, między wysokimi górami. Od wschodu oddzielają miasto Alpy Lygneńskie, dziewicze góry otoczone ze wszystkich stron wodą.

Jest największym miastem na dalekiej północy i jednocześnie najdalszą na północy średniowieczną osadą Wikingów. Dalej rozciągają się już surowe pustkowia zamieszkałe niegdyś przez ludy północy, głównie Saamów.

Tromso jest tak północno surowe jak tylko może być. Proste budynki, niewyszukana architektura. Pomiędzy nimi współczesne perełki, nawiązujące do arktycznego charakteru miasta: Muzeum Polaria, Arktyczna Katedra. Na północy próżno szukać wymuskanej czystości znanej z niemieckich czy holenderskich miasteczek. Wygląd miasta dużo mówi o niełatwym życiu tu, na dalekiej północy. Chodniki nie są równe, drogi nie są gładkie, elewacje budynków nie są idealne. Widać, że większość roku leży tu śnieg i wielu elementów po prostu nie widać. A czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. A jak przyjdzie lato, to czy opłaca się na chwilę sprzątać?

Z Tromso najbardziej zapamiętam skąpaną w słońcu niepowtarzalną bryłę Arktycznej Katedry oglądaną z sąsiedniej wyspy.  Z bliska czar pryska, więc może lepiej nie podchodzić 😉 Poza tym obejrzałam świetną wystawę saamskich artystów w Muzeum Sztuki w Tromso. Droga do podziwu nad tym miastem wiedzie bezdyskusyjnie przez wzgórze Storsteinen, gdzie wywozi nas kolejka gondolowa. Można też na nie wejść (421 m n.p.m.).

 

 

W Muzeum Sztuki obejrzałam dwie wystawy. Obie nawiązywały do kultury północy. Pierwsza z nich prezentowała dzieła artystów pochodzących z północy: Norwegii, Finlandii, Syberii wykorzystujących naturalne zasoby występujące na tych szerokościach geograficznych jak skóry zwierząt, rośliny, minerały. Druga z nich była prezentacją prac artystów zrzeszonych w saamskiej grupie artystycznej. Obie bardzo interesujące, dla mnie egzotyczne.

 

 

 

I wreszcie Tromso z góry.

 

 

 

Czas uciekać z miasta. Ruszamy dalej na północ w kierunku Alty drogą E6. Przejazd tym odcinkiem dostarcza niesamowitych wrażeń. Mijamy ośnieżone szczyty gęsto upchanych Alp Lygneńskich, na sam widok których robi się zimno. Mijamy liczne wodospady, górskie potoki i tunele.

 

 

 

Stajemy na nocleg na rozległym placu parkingowym pod szumiącym wodospadem, nad fiordem z widokiem na ośnieżone góry. Żyć, nie umierać. Już dawno nie patrzymy ile stopni, z reguły 10 – 13. Ale w nocy nie jest dużo zimniej. Idzie się przyzwyczaić.

 

 

Rano góry pokazują się nam w całej krasie.

 

Alta – jestem ciekawa miasta o tak muzycznej nazwie 😉