16 – 18 sierpnia 2017
W Vardo nocujemy na odludziu. Wyspa wygląda bajkowo, na poranek też nie można narzekać.






Czas żegnać się z Norwegią. To były piękne 3 tygodnie życia. Teraz czas zacząć mielić dobre wspomnienia. Jest ich wór, będzie z czego brać i ładować akumulatory. Tymczasem pozostajemy na północy, a zmieniamy kraj. Następny przystanek – Inari w Finlandii nad wielkim jeziorem Inarijarvi – świętym jeziorem Saamów. W Inari znajduje się ośrodek kulturalny fińskich Saamów – jest tu Muzeum Inari oraz centrum kultury, będące jednocześnie siedzibą saamskiego parlamentu.
Jedziemy E75 najpierw po śladach wzdłuż Varangerfjorden, a następnie w Tanie skręcamy na E6 na południe i jedziemy wzdłuż rzeki Tana, która wyznacza granicę państw. Mamy do przejechania 300 km. Po płaskim jedzie się szybciej. Droga ucieka.
Zatrzymujemy się jeszcze popatrzeć ostatni raz na fiord przy E75 w kolejnym designerskim punkcie odpoczynku podróżnych.








Wraz z dojechaniem nad rzekę klimat zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – robią się tropiki. Wjechaliśmy w klimat kontynentalny, tu nazywany arktycznym. Charakteryzuje się gorącymi latami i zimnymi zimami. Jedziemy w zupełnej dziczy. O tym, że czasem mijamy jakieś pojedyncze domostwa świadczą tylko skrzynki na listy przy drodze. Występują rzadko. Ciągle jesteśmy w Finnmrku, czyli najrzadziej zaludnionym regionie Europy. Gmina Inari jest największą w Finlandii. Na obszarze wielkości Litwy mieszka 7 tys osób. Dziękuję, pozdrawiam.
Zatrzymujemy się na posiłek. Z trudem znaleźliśmy parking ze stołem. W Norwegii to standard, tu 30 km od granicy, już widać nie. Słońce nas spala.

Na drogę wychodzą renifery. Często je spotykamy i zawsze się zatrzymujemy, aby popatrzeć.

W miasteczku Inari zatrzymujemy się na kempingu. A co! W końcu jesteśmy w strefie Euro i ceny spadły, a my mamy górę prania. Zostajemy tu trzy dni. Odpoczywamy, jeździmy rowerami (jest płasko!) .
Kemping położony jest blisko „centrum” nad jeziorem Inari. Oferuje nam spektakularne zachody słońca. Jest tu oczywiście sauna. Nie korzystamy, bo ciągle nam gorąco. Na dodatek komary tu są jak wampiry, a pan w recepcji informuje, że sezon komarów właśnie się kończy. What? Marzymy o olejku goździkowym.



Jeździmy i łazimy po okolicy. Cóż, spektakularne widoki się skończyły. Ale jest za to pachnący las, dużo strumieni i jezior.








I renifery. Te leżały sobie na polanie, przeszliśmy kilka metrów obok nich. Żaden się nie ruszył, żaden.

Lenie jedne.
Odwiedziliśmy Muzeum Inari SIIDA i skansen szeroko prezentujące codzienne życie i kulturę Samów oraz otaczającą ich przyrodę. Bardzo nam się podobało.




Budynek Parlamentu Saamów jest imponujący. Idealnie wtapia się w otoczenie, a jednocześnie jest supernowoczesny.

W lokalnym sklepie znaleźliśmy dział poświęcony rzeczom do sauny. Co kraj to obyczaj.

…oraz polski akcent (tu, 400 km za kołem podbiegunowym)

Mieliśmy bekę w tym sklepie, bo totalnie nic nie rozumieliśmy.

a koty odpoczywały w sposób spektakularny …

Często spotykaliśmy ludzi w tradycyjnych, lapońskich strojach.


Wrzucamy kartki do skrzynki i jedziemy … do Norwegii 🙂