Santiago de Compostela

3 grudnia 2017

 

Jak jest w Santiago, pytaliśmy siebie. Byliśmy ciekawi stolicy Galicii, miasta na końcu Camino de Santiago, symbolu chrześcijańskiego świata. Oczekiwania były ogromne, rosły wraz ze zbliżaniem się do niego.

Dziś nasza odpowiedź jest taka: droga jest celem. To ona jest najważniejsza. Z pewnością dla ludzi duchowo przeżywających wizytę przy grobie św. Jakuba Apostoła pobyt w Santiago będzie wielkim wydarzeniem. Nas miasto zawiodło. Bez wątpienia jest piękne, stare, historyczne. Przegrywa jednak z konkurencją wielu na szlakach wiodących do niego. Cóż, taka nasza opinia.

Ale po kolei.

Santiago de Compostela. Skąd się wzięły szczątki Jakuba w tym miejscu? Zanim został zamordowany w roku 44 w Jerozolimie Jakub nauczał w Hiszpanii i tu miał uczniów. Ci uczniowie rzekomo sprowadzili ciało nauczyciela do Hiszpanii i ukryli. Osiem wieków później pole światła (campus stellae) poprowadziło pustelnika Pelagiusza do miejsca pochówku Jakuba. Gdy dowiedział się o tym król Asturii Alfons II Mądry, odwiedził to miejsce i po tym ukazał mu się Jakub na koniu i z wzniesionym w górę mieczem wzywający do odparcia Maurów (swoją drogą ciekawy wizerunek skromnego apostoła-nauczyciela). Chrześcijanie bitwę zwyciężyli i wtedy zaczął się kocioł wokół Santiago de Compostela (Jakub z Pola światła). Alfons nakazał zbudować nad grobem świątynię z gliny, a jego następca Alfons III Wielki zamienił glinę na kamień. Następnie przyjechał kalif Cordoby i zniszczył wszystko prócz grobowca. I tak w roku 1025 powstało obecne sanktuarium, które było przez wieki upiększane i powiększane, aby przyjąć coraz więcej pielgrzymów. W XII wieku przybywało rocznie do Santiago 2 mln pielgrzymów. Ale to dopiero początek. Bo oto mający łeb do interesów (jak to duchowni ;-)) papież Kalikst II wpadł na genialny pomysł. Nadał biskupstwu Santiago najwyższe przywileje Kościoła  katolickiego i ogłosił Latami Świętymi te, kiedy dzień św. Jakuba przypada w niedzielę. Gdy przybędzie się wtedy do Santiago, otrzyma się odpust zupełny na rok. W Lata Święte Santiago odwiedza 11 mln pielgrzymów. I niech każdy kupi za 5 Euro obrazek świętego w sklepie katedralnym, co uczynili nawet tacy bezbożnicy jak my. Dziękuję, pozdrawiam.

 

Santiago obdarowało nas pięknym niebieskim niebem i gorącym słońcem. Piękna, grudniowa pogoda, nieprawdaż? 😉

 

 

Granitowa starówka przypomina tą z Lugo. Jest duża, ulice poplątane, przy których widnieją szyldy noclegowni dla pielgrzymów. Zabytkowe XVIII -wieczne, zdobne gmachy prestiżowego uniwersytetu sąsiadują ze starym miastem. Sama uczelnia powstała w XVI wieku.

 

Adam i Ewa
Fajna kawiarnia!
Pomnik bab. Pewnie mają chrypę, jak większość dojrzałych Hiszpanek 😉
Jeden z wielu gmachów uniwersyteckich

I wreszcie miejsce najważniejsze. Katedra i plac przed nią. To miejsce robi ogromne wrażenie. Praza do Obradorio jest olbrzymi, a mimo to Katedra nie wydaje się przy nim mała. Barokowa fasada z dwoma bliźniaczymi wieżami pochodzi z końca XVIII wieku i jest gigantem. Z przeciwległego końca placu budynek wygląda jak strzelające w górę płomienie. Niestety nie widzimy go w całości, bo część gmachu zasłania rusztowanie. Nie wiem, czy tylko my mamy takiego pecha do remontów ważnych zabytków?

 

Przy głównym placu, na którym gromadzą się pielgrzymi stoi również elegancki budynek ratusza, w XVIII w. zbudowany jako pałac oraz Hostal de Los Reyes Catolicos zwany paradorem – zbudowany w XV w. przez ukochanych przez Hiszpanów i nielubianych przez Katalończyków Ferdynanda i Izabelę. Pełnił funkcję gospody i szpitala dla pielgrzymów.

 

 

Na placu można nabyć laskę pielgrzyma. Trzeba wyglądać profesjonalnie, a nie tylko udawać, że się jest pielgrzymem 😉

 

 

Na szczycie wspomnianego Pazo de Raxoi czyli ratusza stoi św. Jakub według ukazania Alfonsowi. Cóż, tak się ukazał, tak trzeba go przedstawić – jako walecznego rycerza na koniu.

 

 

Katedra jest olbrzymia, z każdej strony przylega do niej plac i każda fasada jest inna. Idziemy więc naokoło zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Kolejny plac Praza da Inmaculada odsłania kolejne wcielenie budynku.

 

 

Idąc dalej mamy Praza da Quintana i taki oto wizerunek:

 

 

Sam plac jest bardziej uroczy niż ściana Katedry

 

Dochodzimy do Praza las Praterias, gdzie mieszczą się zakłady złotnicze. To wejście bardzo mi się podoba 🙂

 

 

Poza wejściami bryła katedry oszołamia. Ciężko się w niej połapać. Budynek, za budynkiem, za budynkiem, za wieżą itd.

 

 

 

Wracamy na główny plac, aby dalej użalać się nad nieszczęsnym remontem największego skarbu katedry – Portyku Chwały – perły architektury romańskiej.

Może, gdybym go zobaczyła, miałabym więcej serca do tego miasta…

Czas wejść do środka. Wnętrze Katedry wcale nie jest takie wielkie, jakiego się spodziewaliśmy, ale to nie ujmuje absolutnie nic jego urodzie.

 

 

Jest bogato zdobione, a na ołtarzu św. Jakub obwieszony złotem. Za ołtarzem są schody, po których się wchodzi na poziom figury, aby dotykać i całować Jakuba od tyłu, co i my robimy razem ze wszystkimi.

Pod ołtarzem natomiast znajduje się miejsce rzekomo najważniejsze, urna z prochami świętego, a tam kolejki nie ma. Wszyscy chcą macać złoty przyodziewek figurki ukrytej głęboko pod nim. Jest jak jest. Może nikt nie wierzy, że to prochy Jakuba? Hę, przyznać się.

Kolejna ciekawa rzecz w katedrze, to gigantyczna 40 kg kadzielnica wprawiana w ruch przez kilku mężczyzn. Mamy szczęście, bo akurat jest po niedzielnym nabożeństwie i kadzielnica była huśtana. Uwielbiam zapach kadzidła, a tu jest go tyle, żeby zabić zapach szreka. Cudownie! Podobno jest taka wielka właśnie dlatego, żeby zabijać zapach strudzonych pielgrzymów. Myślę, że może być skuteczna.

 

W tle widać XIII-wieczną figurkę św. Jakuba. W zasadzie widać z niej tylko twarz, bo ubrano go jak córkę sułtana w złoto i drogie kamienie.

Wspinamy się za ołtarz, aby zobaczyć świętego od tyłu i, co najciekawsze, Katedrę z tej perspektywy. Wygląda wspaniale. Niestety za mało czasu na dobre ujęcie, ale szata złapana.

 

 

Idziemy teraz na dół.

 

Skromna urna, piękna. Czy faktycznie skrywa prochy Jakuba Apostoła?

 

Przyglądamy się przepychowi katedry i jednocześnie chłoniemy jej mroczną i podniosłą atmosferę.

 

 

Natchnieni obecnymi wszędzie muszlami Jakuba idziemy coś zjeść…

 

 

 

Mniam. Czy to jest takie wyjątkowo dobre, bo gościmy u Jakuba?

 

Nazajutrz wyruszamy na dalszy podbój Półwyspu Iberyjskiego. Nie wiem co się stało w Santiago, ale znów jest więcej sensu w tym wszystkim.

 

Żegnamy nasze wesołe sąsiedztwo mieszkające w starej straży pożarnej i ahoj przygodo!

Ourense czeka. A tam super-niespodzianka i nie jest to bazarek 😉