Evora – nie Cesaria tylko miasto w Portugalii

20 grudnia 2017

 

Z Lizbony jedziemy 130 km wgłąb lądu. Evora leży pośrodku pomiędzy oceanem a Hiszpanią. Cieszy nas południowe słońce. Mimo oddalenia od wody wciąż jest ciepło. Hura! Zatrzymujemy się na kempingu oddalonym od starówki o 2 km. Wsiadamy na rowery i pedałujemy pod lekką górkę, a potem pod dużą i po kocich łbach, aby dostać się na rynek.

Wybraliśmy Evorę, bo jej starówka jest na liście UNESCO i nazywa się tak jak wielka pieśniarka, Cesaria. Z przyjemnością odkrywamy jej bogatą historię, jak również możliwe, że najmniejszą restaurację świata.

Jednak nazwa Evora nie pochodzi od damskiego imienia, ale od staroceltyckiego słowa ebora, które oznacza cis (ang. yew tree). Evora to więc miejsce, gdzie rosną cisy. Celtowie, Rzymianie, Wizygoci, Maurowie, Portugalczycy. Kolejni pozostawili swoje ślady w Evorze. Jednak większość przybywa tu dzięki Rzymianom. Zbudowali w Evorze świątynię na cześć nie wiadomo jakiego boga (dziś nie wiadomo, Rzymianie wiedzieli), która jest najlepiej zachowaną antyczną świątynią w Portugalii. Maurom zawdzięcza Evora bielone wapnem domy (takie jak w Obidos), Portugalczykom natomiast średniowieczną katedrę oraz liczne pałace i budynki w stylu manuelińskim i renesansowym. W czasach swojego największego rozkwitu w XV wieku Evora liczyła dwa razy więcej mieszkańców niż obecnie (aktualnie 50 tys.).

Wróćmy do rzymskiej świątyni, która przetrwała dlatego, że używano jej bardzo długo do różnych prozaicznych celów takich jak: miejsce egzekucji Świętej Inkwizycji (która niedługo, z lekkim opóźnieniem, pojawi się w Polsce), arsenał, teatr. Ale najlepsze jest to, że niemalże do końca XIX wieku była tu rzeźnia.

 

Oto rzeźnia:

 

Zacznijmy w ogóle od tego, że za 4 dni Boże Narodzenie. A jak tak, to gdzie jest śnieg się pytam.

W Evorze padał. Z jednego balkonu tylko i strasznie hałasował. Ale był śnieg? Był.

 

 

Obok już nie pada, ale za to pieką kasztany. Uwielbiam je i niekoniecznie muszą być z Placu Pigalle. W Evorze i w ogóle prawie wszędzie indziej są pyszne. Tylko nie można ich zjeść za dużo, bo leżą potem. Na żołądku.

 

 

Jemy kasztany w drodze do Se. Se to portugalska katedra. Katedra w Evorze jest naprawdę spoko. Ma piękne wejście, tajemnicze rzeźby, śmieszne nagrobki (w Portugalii rzeźbione nagrobki dają dużo radości, pamiętacie psa z Lizbony), a najlepsze w niej jest to, że można łazić jej po dachu i podziwiać widoki okolicy.

W katedrze tej Vasco da Gama poświęcił proporce przed wyprawą do Indii. Opłacało się poświęcać w Evorze. Vasco zrobił międzynarodową karierę, a Portugalia zyskała nowe terytoria do wyssania.

 

Rozetę można zobaczyć tylko po wyjściu na dach

 

Z Se idziemy kawałeczek do rzymskiej świątyni – rzeźni, którą już znamy. Tuż obok stoi kaplica na wskroś portugalska, bo wnętrze jej całkowicie pokryte jest niebieskimi azulejos. To jest azulejosowy fisio.

 

 

Kości ludzkie w dużych ilościach w kościołach Evory to kolejny jej symbol. Pomysłowi mnisi złożyli wszystkie szczątki ludzkie z okolicznych cmentarzy w kościelnych podziemiach, ziemia wokół Evory stała się bowiem bardzo droga w czasie jej intensywnego rozwoju w XV w.

 

Do kaplicy przylega XVII wieczny Palacio Cadaval, w którym oglądamy sobie z przyjemnością kolekcję sztuki. Bardzo przypadają nam do gustu obrazy chudych panów.

 

 

 

… i ta rzeźba

 

… i ten obraz

 

Na ostatniej kondygnacji pałacu spotyka nas niespodzianka. Prezentowana jest wystawa czasowa niezwykłych podświetlanych wycinanek.

 

 

Opuszczamy pałac i oglądamy jeszcze to, co wokół.

 

 

Portugalska białość – nie da się jej nie lubić. Jadąc przez Portugalię białość budynków bije po oczach. Na południu praktycznie wszystkie miasteczka i wioski są pobielane. Wraz z pagórkami i roślinnością tworzą piękny pejzaż, który zapada w pamięć.

Spacer po Evorze jest bardzo przyjemny, architektura sprzyja wyciszeniu. Mają trochę ciasno, uliczki są wąskie, dużo budynków ma obite rogi.

 

 

Po intensywnym spacerze szukamy miejsca, żeby coś zjeść. Korzystamy z pomocy TripAdvisor i znajdujemy ciekawą knajpkę. Ludzie radzą iść tam wcześniej, stanąć pod lokalem i czekać na otwarcie. Rezerwacji nie ma. Restauracja przyjmuje maksymalnie 9 osób. Zaciekawieni tym zjawiskiem udajemy się pod adres. Niepozorne drzwi, wręcz ciężko stwierdzić, że jest tu restauracja. Do otwarcia jeszcze czterdzieści minut, ale jeden pan już czeka. Stajemy „za nim” i czekamy. Kurde, do czego to doszło, że znów, jak za dawnych lat, stoimy w kolejce po jedzenie 😉

Po nas przychodzą kolejne osoby. Liczymy i wygląda na to, że mamy komplet jeszcze przed otwarciem. Wreszcie zasłonka się otwiera, zgrzyta klucz w zamku i w drzwiach staje uśmiechnięty gospodarz. Dowiadujemy się, iż pracują tu z żoną we dwoje, nie zatrudniają pracowników. Restauracja czynna jest tylko w dni robocze w porze lunchu i na kolację.

Botequim da Mouraria – tak się nazywa.

Restauracja to dużo powiedziane, bo jest to mały bar przerobiony na restaurację. Stół stanowi lada barowa, za którą stoi właściciel i obsługuje gości. Liczymy krzesła wokół baru – sztuk 9. Wchodzimy wraz z innymi i lokal jest pełny.

Jedzenie jest bardzo smaczne. Na pochwałę zasługuje wyborna szynka portugalska – zwana pata negra oraz czipsy ziemniaczane własnej roboty. Poza tym wyborne wino z Alentejo (w tym regionie się znajdujemy), a nade wszystko przesympatyczny gospodarz – pan Domingo, który uwija się za ladą, własnoręcznie nakłada gościom na talerze różne specjały. Nie są to jakieś wyszukane dania, sposób podania też nie jest gourmet. Decyduje jakość produktów i przyprawy. W tak przyjemnej atmosferze nie da się nie zagadać do sąsiadów. Spędzamy świetny wieczór w towarzystwie pary spod Bolzano, która mówi po włosku, austriacku i angielsku, a język zmieniają co kilka zdań. Twierdzą, że o różnych rzeczach rozmawiają różnymi językami, bo tak im pasuje 🙂

 

 

Po kolacji wjechały sznapsy, bo państwo spod Bolzano po posiłku piją jednak sznapsa, nie espresso i oczywiście zamykamy lokal, a zniecierpliwiony Domingo już czeka na nas w drzwiach, aby się pożegnać 😉

To był dobry dzień w Evorze.

K

 

 

 

 

 

 

3 myśli na temat “Evora – nie Cesaria tylko miasto w Portugalii”

  1. Wspaniała ta Wasza podróż. Relacja dla mnie balsamem na szarą codzienność dnia. Portugalia magiczna :). Pozdrowienia ze Szczecina.

Możliwość komentowania jest wyłączona.