Jak się jedzie kotom?

Koty od początku lubią jechać i odwiedzać nowe miejsca. Najbardziej takie, w których można wyjść na zewnątrz, pobrykać, poskakać na pnie drzew.

Nie mieliśmy pojęcia jak koty zareagują na taką zmianę w ich życiu. Były ambitne plany stopniowego przystosowywania kotów do mieszkania w kamperze. Przez konieczne naprawy auta nie udało się to i zadziałała opcja „żywioł”.

Koty do czasu podróży były tzw. niewychodzące, czyli mieszkały w mieszkaniu i tylko przez okno oglądały świat i polowały na ptaszki. Często były transportowane w kontenerkach na trasie Warszawa – Lublin bez najmniejszych kłopotów, więc dawało nam to nadzieję, że chłopaki nie mają problemów z błędnikiem. Tak też się stało, zero dolegliwości tego typu. Co więcej, koty w ogóle nie przejmują się, że kamper jedzie, chodzą sobie, wyglądają przez okno jak się zmienia świat, piją, chodzą do kuwety, pełny luz. Jest tylko zastawiona przegroda, żeby nie poszły pod nogi kierowcy.

Pójście na żywioł głównie więc stresuje nas, a nie koty. Bo oto mają już na koncie kilka zniknięć i ucieczek przyprawiających nas o siwe włosy, a ich o wiatr w futrze. Pierwszy z kampera odważył się wyjść Czarny, tak wystraszył się przestrzeni, że zaczął biegać bez ładu i składu, nie wiedział gdzie jest. Po kilkunastu minutach udało nam się go złapać. Nie wychodził z kampera 2 dni, był ostrożny. Ale gdy tylko zobaczył, że Skarpeta wyszedł, ruszył za nim. Tym razem już metodycznie i na spokojnie.

W ogóle, jak kot ucieknie, to nie ma sensu go gonić, bo on tym bardziej ucieka. Trzeba czekać. Musi sam się ogarnąć i wtedy wróci. Koty mają dzwoneczki przy obrożach, dzięki temu słyszymy, że kręcą się w okolicy. Z reguły wybierają się na 15 min wycieczki po czym wracają w okolicę domu. Często biegną, bo czegoś się wystraszą lub jeden goni drugiego.

Pierwszy raz Czarny zniknął na długo w Szczecinie. Rwałam włosy z głowy, to koniec, myślałam, wpadł gdzieś i się nie wydostanie. Widzieliśmy ich ze Skarpatką razem, potem pogonił Skarpetę pies, a Czarny chyba tak się wystraszył, że gdzieś zwiał. Zaczęliśmy czytać o kocich zwyczajach w takich sytuacjach. Otóż wyczytaliśmy, iż mamy szczęście, bo jak zniknie kot niewychodzący, to prawdopodobnie ukrył się gdzieś w pobliżu i czeka, aż według niego niebezpieczeństwo minie i można wracać do domu. Chodzenie i nawoływanie absolutnie nic nie da, bo kot się nie odezwie ani nie wyjdzie, nawet do właściciela (my oczywiście przeszukaliśmy cały kemping). Czekaliśmy więc. Po kilku godzinach, było już ciemno, słyszę miałczenie na zewnątrz. Rzucam się do drzwi. Na schodkach siedzi trzęsący się uciekinier. Wrócił książkowo. Najadł się, napił, zrobił kupę i poszedł spać. A ja myślałam, że mamy już tylko jednego kota. Jestem panikarą, aj noł.

Kolejna przygoda Czarnego. Kładziemy się spać w zamkniętym kamperze – sztuk 4, wstajemy rano w zamkniętym kamperze – sztuk 3. Brakuje Czarnego. Szukamy we wszystkich dziurach, nawołujemy, nic. Amba. Jeszcze na noc zdejmujemy im obroże z dzwonkami (jest na nich również numer telefonu), więc Czarny jej nie ma. Stresik się podnosi. Gdzie jest ten kot?? W pewnym momencie mam jakiś przebłysk, że czytałam, że kot może przejść do silnika przez dziury pod nogami w szoferce. Mówię to Leszkowi, otwieramy klapę silnika. Voila! Siedzi czarny, zmarznięty pokurcz, cały w smarze i sikach. Tylko oczy widać. Wydostanie go nie było proste, bo musiał wyjść dołem, górą się nie dało. A był wystraszony. Ale w końcu, miałcząc jak dziecko, przyszedł do miseczki z jedzeniem. Gdy wskakiwał do kampera Skarpeta zaczął na niego fukać, bo śmierdział. Mył się chyba z godzinę biedaczek. Dziura została zapchana, ale tak na oko omija ją szerokim łukiem.

Kolejna akcja. Wyjeżdżamy z kempingu i parkujemy przed nim w uliczce, aby pójść do sklepu (była już godzina wyjazdu). Czarny wykorzystuje moment naszego gapiostwa, otwarte drzwi i hop już jest pod sąsiednim samochodem. A nie mamy czasu, w sklepie musimy kupić internet, Leszek ma robotę, a Czarny ani myśli wracać. Najgorsze jest to, że coś potwornie śmierdzi z krzaków, w które Czarnuszek oczywiście włazi… To była najgorsza godzina naszego wyjazdu, sterczenie na śmierdzącej uliczce z miską w ręku i czekanie w kucki na tego powsinogę. Wrócił oczywiście jak uznał, że mógłby w sumie coś przegryźć. Znów śmierdział, ale tym razem został wymyty, nie dało rady czekać, aż sam się umyje. Bleee.

Martwienie się, że kota nie ma jest bez sensu, ale ponieważ poszliśmy na żywioł, jeszcze nie potrafię. Koty są od nas mądrzejsze. Na każdym kolejnym kempingu zapamiętują gdzie jest ich kamper pośród dziesiątek innych kamperów i bezbłędnie wracają do niego, czasem widać je gdzieś daleko jak łażą między kamperami. Zauważyliśmy, że im gęściej jest na kempingu tym dłużej ich nie ma. Nie lubią otwartej przestrzeni, boją się (nie mają się gdzie schować w razie niebezpieczeństwa), wtedy dupami przy domu siedzą. Jest niestety cecha, która może ich zgubić: ciekawość.

Czasami koty broją przez mamę, bo to się dzieje, gdy z nią rozmawiam przez telefon.

Dowód numer 1. Mama pyta jak kotki. Ja odpowiadam, że właśnie je widzę i brykają sobie po trawie między kamperami. Mama pyta, czy nie wejdą gdzieś w dziurę, z której nie wyjdą. Mówię, że mogą, ale patrzymy na nie, kontrolujemy, gdzie się udają. W tym momencie widzę, jak Czarny wskakuje do bagażnika jakiegoś kampera na kampingu. Ciekawość. Leszek pobiegł do sąsiada, żeby wyłowić kota. Inaczej, Czarny siedziałby sobie zamknięty w bagażniku kampera. Dlatego, od tamtej pory, koty nie wychodzą w godzinach wyjazdów z kempingu, bo mogą pojechać w podróż alternatywną. Dowód numer 2. Rozmowa przez telefon. Mama pyta, czy koty nie uciekną za ogrodzenie kampingu. Mamo, to zachodnia Europa, tu nie ma dziurawych płotów! W tym momencie widzę Skarpetę za ogrodzeniem, skacze przerażony na siatkę próbując dostać się do domu. Leszek odchyla siatkę od dołu. Skarpeta ma zdarty nos, przez dwa dni nie wychodzi z kampera, dla ostrożności. Ogrodzenie jest już wrogiem Skarpetki. Nie lubi też wiatru, bo wtedy mocno wiało, źle mu się kojarzy. W wietrzne dni woli siedzieć w środku.

Czarnemu powsinodze nic oczywiście nie przeszkadza. Ciągle kombinuje jak wydostać się z kampera. Drzwi i okna trzeba zamykać, bo wyskoczy. Kot Czarny jest jak woda – napotykając na otwór czyli szczelinę, wypływa.

I tak co kilka dni jakaś przygoda mniejsza lub większa.

Fotki z życia kotów w kamperze:

Skarpetka lubi pracować w Leszkiem
Czarny lubi patrzeć, gdzie jedziemy
A to co to? Może do zabawy?

Skarpeta jako miłośnik sztuki
Żarcie?
Czarny zawiera znajomości
Żarcie?
… a po żarciu…