Kartagena – na uboczu turystycznych szlaków

29 stycznia 2018

 

Wjeżdżamy do regionu Murcja. Nie opuszczając wybrzeża zatrzymujemy się w Kartagenie. Od dawna to miasto nęciło nas i ciekawiło swoją dumną nazwą i wreszcie mamy okazję je odwiedzić. Brzydkie przedmieścia nie napawają optymizmem. Parking dla kamperów znajduje przy stacji benzynowej w niezbyt pięknym otoczeniu. Wszystko to trzeba jednak przetrwać, bo będzie nagroda.

Wreszcie zelżał wiatr i człowiek jest mniej zły. Od razu inaczej odbiera się świat.

Kartagena to miasto o bogatej, ciekawej historii. Widać lata zaniedbań, ale widać też ambicje i starania władz, aby przywrócić mu blask. A warto to robić. Miasto założyli Kartagińczycy w III w.p.n.e., chociaż port istniał tu jeszcze przed nimi. Następnie Rzymianie zbudowali tu piękne miasto. Wandalowie nie byliby sobą, gdyby nie zniszczyli Kartaginy wyrywając ją z rok Rzymu. Zaraz po Wandalach miasto znalazło się pod panowaniem Bizancjum, aby za chwilę gościć Wizygotów. Po dwóch wiekach panowania musieli oddać je Arabom, którzy zostali tu na 5 wieków. W 1238 roku przybył tu Jakub I Zdobywca i miasto znalazło się w potężnym Królestwie Aragonii. Od XVI wieku jest tu siedziba Hiszpańskiej Marynarki. Tradycje portowe ma więc Kartagena bogate.

Z parkingu do miasta idzie się lub jedzie rowerem wzdłuż rzeki. W zasadzie to nie jest rzeka tylko stare koryto, w którym rośnie trawa, a ludzie wyprowadzają psy. To częsty widok na południu Hiszpanii. Nie wiemy czy rzeki zmieniły bieg czy o tej porze roku są malutkimi strumyczkami. W każdym razie koryta zieją pustką i wyrzucanymi do nich śmieciami.

 

 

 

Trzymając się „rzeki” docieramy do portu Hiszpańskiej Marynarki Wojennej, a za nim do portu cywilnego. Ta część miasta jest pięknie odnowiona. Można tu ciekawie spędzić dzień. Szerokie promenady, piękne statki, Muzeum Marynarki Wojennej oraz Muzeum Archeologii Podwodnej (oba nieczynne już w czasie naszej wizyty), nowoczesna architektura – jest co robić.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Od portu odchodzi centralna, reprezentacyjna ulica starego miasta. Stoją przy niej kosmiczne po prostu kamienice pochodzące z okresu od XVIII do początków XX wieku, w tym w stylu art nouveau. Te kamienice to zdecydowanie coś, co wyróżnia Kartaginę i od innych miast usytuowanych wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego i stanowi ciekawą odmianę na turystycznym szlaku hiszpańskim. Wszystko za sprawą dynamicznego rozwoju portu wojennego, który rozpoczął się na dobre w wieku XVIII i trwa do dziś.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W samym sercu miasta znajduje się wzgórze wolne od wszelkiej zabudowy. Jest to bowiem jedno wielkie wykopalisko archeologiczne. Aktualnie można tu zobaczyć piękny, rzymski amfiteatr Augusteum, drugi co do wielkości w Hiszpanii, pozostałości murów z czasów bizantyjskich – Muralla Bizantina, a na szczycie wzgórza stoi Castello de la Concepcion z XIII wieku zbudowany w miejsce arabskiego alkazaru. Warto się wdrapać na samą górę. Idzie się przez uroczy park, w którym szemrzą fontanny, a ze szczytu rozciągają się wspaniałe widoki, przez nas podziwiane nocą, ale i tak piękne. Ze wzgórza można zjechać panoramiczną windą z powrotem na poziom miasta. Aby dojść do windy trzeba przejść wysoko nad ulicą po stalowej, ażurowej kładce. Mój mąż wymięka, nie daje rady wejść na kładkę. Ciężko nawet zrobić z niej zdjęcia. Jest to ciekawostka. Kartagena, mądre, piękne miasto.

 

 

 

 

 

 

 

 

Wracając ze wzgórza, wśród starych uliczek znajdujemy ciekawe skrzyżowanie. Na każdym narożniku kamienicy znajduje się figurka innego świętego. To Czterech Świętych z Kartageny.

 

 

 

Ciekawostką jest, że tych czterech świętych: Leonardo, Fulgencio, Florentina i Isidoro to rodzeństwo. Żyli na przełomie VI i VII wieku. Ich ojcem był wizygocki, bardzo pobożny gubernator prowincji, Duque Severiano, który zmarł młodo. Ale dzieci nie zeszły na złą drogę. Wręcz przeciwnie, poszły po bandzie w byciu dobrymi. Wszystkie uzyskały święcenia i żarliwie krzewiły chrześcijaństwo w Hiszpanii.

Kolejną ciekawostką jest, iż są czczeni zarówno w kościele katolickim jak i ortodoksyjnym. W Kartaginie mówi się, że było pięcioro rodzeństwa, ale jeden z nich nie przyjął święceń kapłańskich. Zostali świętymi za różne zasługi dla kościoła, w zasadzie każde z innego powodu. Chyba najbardziej decydującym był jednak fakt, że byli rodzeństwem.

Figurki znajdują się w prawdopodobnym miejscu urodzenia świętych. Kiedyś zamiast figurek na narożnikach były obrazy.

 

W Kartaginie spędzamy zaledwie jedno popołudnie. Ruszamy w dalszą drogę. Tym razem mijamy Murcję, gdyż odwiedzaliśmy ją kilka lat temu. Murcja, piękna siostra Kartageny i stolica regionu warta jest choćby jednodniowej wizyty. Ma dużą, równie zdobną co Kartagena, starówkę i wyborną kuchnię.

Jadąc wzdłuż wybrzeża, za Kartageną znajduje się piękne miejsce na ucieczkę w naturę – Park Calblanque – pas dzikich wydm, plaż i zatoczek. Byliśmy tam przy okazji wizyty w Murcji. Pokazali nam to miejsce znajomi. Spędziliśmy tam kilka godzin, plażując, piknikując i podziwiając widoki dzikiego wybrzeża. Wybrzeże Murcji ma też coś zgoła innego – Mar Menor – olbrzymi zbiornik wodny oddzielony od morza piaszczystą łachą. To mekka plażowiczów lubiących tłumy, bary, sklepy, masaże, dyskoteki w zasięgu ręki czyli … na plaży. Jest tu zawsze ciepła woda, jest gorąco w lecie i łagodnie w zimie. Jednak hiszpański niepohamowany, dziki rozwój hotelarstwa z lat 80 i 90 doprowadził to miejsce do totalnego zabetonowania. Nie są to nasze klimaty, więc mijamy tylko ciągnące się w nieskończoność hotele i szukamy czegoś dla nas. Jednak ten odcinek hiszpańskiej riviery jest wyjątkowo podły przez wiele kilometrów.

Jesteśmy już w sercu Costa Blanca. Mijamy Alicante, gdzie również byliśmy kilka lat temu (warto, bo bardzo ładne miasto: białe domy, alkazar na szczycie, niebieskie płytki, piękna, nadmorska promenada pod palmami, tego typu klimaty). Za Alicante zaczynamy rozglądać się za noclegiem na kempingu. I pierwszy raz przeżywamy szok z powodu tłumów w środku zimy. W dwóch kempingach nie znajdujemy miejsc. Wszystkie zajęli zimujący emeryci. W końcu docieramy do „czegoś”, co i tak chcieliśmy zobaczyć, z przekory i ciekawości.

Benidorm – śródziemnomorski Manhattan, centrum betonu Costa Blanca. To jest dopiero miejsce!

 

K