Portlligat, Figueres, jedno odkrycie i bonjour France

15 – 17 lutego 2018

 

Czas na podążenie śladem kolejnego, wielkiego Katalończyka. Można doszukiwać się podobieństw w twórczości Salvadora Dalego i Anotonio Gaudiego. Perfekcjonizm, całkowite oddanie się swojej pasji, zamiłowanie do świata natury, a w szczególności … jajko, jako kształt pra-początku, kształt idealny, kształt nieskończony.

Kiedy byłam nastolatką bardzo podobały mi się surrealistyczne obrazy Salvadora. Dziś gustuję w jego klasycznych dziełach. Bo warto wiedzieć, że zanim stał się wielkim surrealistą malował solidne, wypracowane, pięknie głębokie, klasyczne oleje. Ale dopiero wizyta w Portlligat pozwoliła mi dostrzec człowieka ukrytego pod warstwą sławy, prowokacji i absurdu.

Z Girony jedziemy w kierunku Figueres, ale nie wjeżdżamy do miasta tylko skręcamy w kierunku wybrzeża do Portlligat – maleńkiego portu rybackiego, w którym mieszkał Salvador Dali z żoną Galą.

Z żalem mijamy Pubol, gdzie znajduje się gotycki zamek, który Salvador kupił dla Gali. W zimie jest zamknięty dla zwiedzających. Gdy Gala w nim mieszkała, Salvador nigdy nie pojawiał się tam niezaproszony. Był ekscentrykiem, ale każde dziwactwo miało głębszy sens.

Część Katalonii przy granicy z Francją jest bardzo ciekawa. Costa Brava to w naszym prywatnym rankingu Hiszpańskich riwier costa nr 2 zaraz po Costa de la Luz, albo nawet ex aequo, gdyby nie pora roku.

Jedziemy więc sobie powoli do Portlligat. Przy samym wybrzeżu droga nie jest łatwa, bo to górski odcinek. Mijamy urocze miasteczko Cadaques i jedziemy jeszcze kawałek dość trudną serpentyną do Portlligat, gdzie droga się kończy. Jakie to piękne. Samochód trzeba zostawić nieopodal domu Salvadora, przy białej kapliczce, ponieważ dalej jest już tylko wąska asfaltówka wiodąca do kilku zabudowań i zatoki. To jest prawdziwy koniec świata.

 

 

Zatoczka Portlligat

 

Ukryty dom Salvadora Dali

 

Spod kapliczki idziemy na piechotę jakieś 100 m drogą po lewej stronie

 

Dom położony jest fantastycznie na skalistym brzegu nad niewielką zatoczką rybacką. Jest praktycznie niewidoczny. Artysta zmyślnie zaprojektował jego układ, aby był ukryty. W środku okaże się, że to zespolenie ze skalistym wzgórzem ma swoją cenę. Praktycznie każde pomieszczenie jest na innym poziomie, a między nimi chodzi się po schodach. Przedłużeniem domu jest jego ogród wspinający się tarasowo na sam szczyt wzniesienia, skąd roztaczają się piękne widoki na wybrzeże. Początkowy zawód całkowitym brakiem spektakularności bryły pryska po przekroczeniu progu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dom to prawdziwa oaza spokoju, miejsce całkowitego odosobnienia. Para zamieszkała w nim w 1948 roku, gdy po wojnie w Hiszpanii powrócili z pobytu w USA, gdzie Salvador zdążył już zyskać sławę i pieniądze.

Trudno uwierzyć, że często zjeżdżali do Portlligat wielcy goście. Dom Salvadora i Gali był miejscem spotkań znanych ludzi. Gala była zdolną promotorką i menadżerką Salvadora. To ona sprowadzała do Portlligat ludzi świata sztuki, biznesu i polityki.

Sztukę czuć już na placu przed domem. Znajduje się tam wymalowany przez Salvadora na bruku wieloryb. Chciał w ten sposób okazać szacunek lokalnym rybakom i podkreślić charakter miejsca.

 

 

Wchodzimy do domu. Już w progu sztuka miesza się z groteską, teatrem i normalnym, prostym życiem. Bo oto obok szafy na ubrania stoi prawdziwy, wypchany niedźwiedź grizzly, którego Salvador otrzymał w prezencie od przyjaciela z Rosji, a następnie nie byłby sobą, gdyby nie zrobił z niego awangardowej lampo-rzeźby. Jest też stojakiem na fikuśne laski Salvadora.

 

 

Po domu chodzi się raz w górę, raz w dół, gdyż odwzorowuje on naturalne ukształtowanie skały, na której stoi.

 

 

W domu nie zmieniono niczego od śmierci artysty w 1989 roku. Wszystko pozostaje na tym samym miejscu. A więc można powiedzieć, że widzimy wnętrza oczami Salvadora. W pracowni, na sztalugach stoi niedokończony obraz, a przy łóżku pantofle…

Rustykalne, ciężkie meble mieszają się z często z infantylnymi ozdobami. Surrealistyczne rzeźby, wypchane zwierzęta, wariacje na temat antyku, ulubione suszone kwiaty Gali – ta mieszanina przyprawia o zawrót głowy.

A jednak czuć w tym domu proste życie dwojga ludzi. Ulubiona kanapa, widoki na morze, skromna pracownia artysty, pełno zdjęć Gali i Salvadora szczęśliwych w swoim towarzystwie. Byli sobą zafascynowani do końca, ale dawali sobie nawzajem ogromną przestrzeń, nie wchodzili sobie w drogę. Dla Dalego Gala symbolizowała mądrą, wielką boginię, muzę i inspirację. Z resztą tak ją przedstawiał na swoich obrazach. Dla Gali Salvador był geniuszem – artystą. Uważała, że nie można zakłócać jego procesu twórczego. Dlatego często wyjeżdżała do Pubol dając mu czas i przestrzeń.

 

 

 

Para oddana była całkowicie sztuce. Ich życie toczyło się w jej rytm. Szokowali zawsze. Wariackie stroje, dziwne zachowania. Dla mnie są ucieleśnieniem potrzeby drzemiącej w człowieku: wygłupów, kuglarstwa, rebelii, dekadencji, absurdu. Z tym, że oni na tym oparli swoje życie i zamienili w sztukę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dali tak zaprojektował okna i ustawił meble, aby siedząc na kanapie,, malując w pracowni czy leżąc w łóżku zawsze widział morze. Zainstalował nawet sferyczne lustro nad łóżkiem, aby gdy otworzy oczy widzieć w nim wschód słońca.

 

 

 

 

 

 

W domu znajduje się okrągły pokój z sufitem w kształcie kopuły, gdzie nawet szept słychać w każdym punkcie tego pomieszczenia. To miejsce odosobnienia Gali. Salvador tu nie wchodził.

 

 

Ogród wokół domu wspinający się piętrowo wśród oliwnych drzewek również skrywa wiele dziwnych miejsc. Centralnym punktem jest przestrzeń wokół basenu. Tu znajduje się najwięcej surrealistycznych rzeźb, odpustowa fontanna, budka telefoniczna, ale też takie prozaiczne elementy jak miejsce do grillowania.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Z sielankowego Portlligat wracamy po śladach w kierunku Figueres – miasta urodzenia artysty. W Figueres nie ma żadnego placu kamperowego ani kempingu. Zatrzymujemy się w wiosce pod Figueras, gdzie rolnicy prowadzą mały kemping. Prowadzą, ale nie powinni. Warunki urągają godności człowieka. W łazience brzydziłyby się myć nawet świnie. Niestety, okaże się to, o dziwo, częstym stylem francuskim. Ale o tym w swoim czasie.

Nigdy nie można jechać do tego miejsca. Gospodarstwo o nazwie Cami de la Creu znajduje się w wiosce Cabanes. Miejsce zakazane!

Chcieliśmy tu zostać dwie noce, bo jutro Leszek cały dzień pracuje, a chcemy razem zwiedzać Teatr Muzeum Salvadora Dali w Figueres. Rano zwijamy manatki i uciekamy stąd 10 km dalej na plac kamperowy bez prądu co prawda, ale ładny i z serwisem, w miasteczku Peralada. Diametralna różnica.

 

 

Ale jak to w naszej podróży bywa, zawsze z powodu czegoś niemiłego dostajemy nagrodę. Oto malutkie miasteczko o dziwnej nazwie Peralada okazuje się przecudowną, średniowieczną starówką, po której łazimy cały wieczór. Odkrywamy nawet, że z miasteczka tego pochodził kataloński kronikarz, rodzaj Galla Anonima 😉 Nazywał się Ramon Muntaner, żył na przełomie XIII i XIV wieku i w kronikach opisywał swoje życie na tle aktualnych wydarzeń. Szczególnie cenna jest jego opowieść z wyprawy Kompanii Katalońskiej pod Konstantynopol celem wsparcia Greków przeciwko Turkom, gdzie służył jako komandor porucznik. Przez kilka lat był nawet gubernatorem Djerby – aktualnie tunezyjskiej wyspy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Weszliśmy do restauracji i … zapachniało Francją. Od dawna tęsknimy już za innym jedzeniem. Przejadła nam się prosta, niewyszukana kuchnia hiszpańskiego południa oparta głównie na rybach lub mięsie. To znak, że czas zmienić kraj. Mamy już ochotę na francuskie naleśniki, gofry, sałaty …

 

 

Nazajutrz jedziemy wreszcie do Figueres. Znajduje się tu dzieło wybitne – Teatr Muzeum Salvadora Dali.

Nazwa dla tego miejsca jest bardzo adekwatna. Bo jest to faktycznie teatr życia i twórczości artysty.

Muzeum znajduje się w miejscu, gdzie nastoletni Salvador pierwszy raz zetkną się ze sztuką i zafascynował nią. Przed wojną był tu stary teatr. Po wojnie z budynku zostały ruiny. Pod koniec lat 60 Dali w porozumieniu z władzami Figueres rozpoczął budowę swojego pomnika – teatru – muzeum i … miejsca spoczynku. Artysta pochowany jest pod sceną dawnego i obecnego Teatru.

Bardzo niezwykłe to miejsce. Po przekroczeniu progu przenosimy się w inny świat. Świat fantazji, niczym nieskrępowanej wyobraźni, gdzie dzieła sztuki to aktorzy na scenie. W muzeum są obrazy, rzeźby, meble, ozdoby, biżuteria. Dali był wszechstronnym i płodnym artystą. Stworzył ogromną ilość dzieł sztuki we wszystkich jej dziedzinach. W tym miejscu objawia się to w każdym zakamarku.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W muzeum prezentowane są też klasyczne oleje Dalego. Dla mnie piękne.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Czerpał inspiracje ze świata nauk ścisłych. Bawił się optyką.

 

 

Na najwyższych piętrach prezentowane są dzieła ulubionych artystów Salvadora. Szczególnie spodobały mi się obrazy nieba oraz obrazy postaci z kamienia.

 

 

 

Dali próbował odwzorować namalowaną postać z autentycznych kamieni

 

 

W części muzeum prezentowane są też liczne fotografie – portrety artysty.

 

 

 

Ciekawostką są dwa zegary pokazujące godzinę w Figueres i w St. Petersburgu na Florydzie, gdzie znajduje się wspaniałe, godne tego artysty Muzeum Salvadora Dali.

Mieliśmy przyjemność oglądać imponującą kolekcję tego muzeum zgromadzoną dzięki marszandom sztuki, wielkim miłośnikom malarstwa Dalego, państwu Morse z Ohio. Od 1943 roku przez 40 lat kupili 200 obrazów artysty tworząc w ten sposób największą poza Europą kolekcję jego dzieł. To tam odkryłam wczesne malarstwo artysty i dzięki niemu lepiej zrozumiałam i doceniłam jego późniejsze, surrealistyczne dzieła.

 

 

Przemycam kilka zdjęć z tego fascynującego dla nas miejsca – grudzień 2015 r.

 

 

 

 

 

 

Czyż nie byli wspaniali?

 

Nafaszerowani absurdem zmierzamy w kierunku granicy z Francją. Nie wybieramy jednak najłatwiejszej drogi, ale najpiękniejszą. Wspaniała górska droga N-260 biegnąca po klifach gór dzielących Francję i Hiszpanię to piękna przejażdżka. Granica znajduje się w miasteczku Portbou, które spektakularnie wypełnia wąską, skalistą przepaść. Z drogi widać niesamowite konstrukcje współczesnej inżynierii – trakcję kolejową i ogromny dworzec przeładunkowy.

 

 

 

 

 

 

 

 

Francja wita nas ciemnymi chmurami, zacinającym deszczem i bardzo silnym wiatrem. Niestety ten zły znak okaże się proroczy. Francuskie południe nie będzie nas rozpieszczać w środku tej ciężkiej dla całej Europy zimy.

 

 

Nie przejmujemy się jednak tym w ogóle, bo to, co już widzieliśmy, czego doświadczyliśmy starczy na bardzo długo, a to dopiero połowa drogi 😉

 

Zostawiamy nieodkryty przez koty cały Hiszpański interior, z Madrytem, Segowią, pustkowiami La Manchy, Salamancą, niedostępnymi dla nas w zimie dzikimi górami i wioskami w nich ukrytymi. Wszystko będzie na nas czekać do następnego razu.

 

A tymczasem, drżyjcie winnice południa Francji, nadjeżdżamy!

 

 

K